Basiura Bartłomiej
Wywiad - Bartłomiej Basiura
Bartłomiej Basiura urodził się w 1991 r. w Knurowie (to również moje rodzinne miasto:)), lecz mieszka w Ornontowicach. Jest Autorem wielu kryminałów, recenzje dwóch z nich mogliście przeczytać tu: Uczeń Carpzova, Zamknięta Prawda. Można by wiele się o nim rozwodzić, lecz co powiecie na wywiad z Bartłomiejem?
Adriana Bączkiewicz: Może
zaczniemy od mocnego wejścia, czy sądzisz, że kara śmierci powinna być
stosowana?
Bartłomiej Basiura: Faktycznie mocne wejście, ale dopuszczam tylko jedną
odpowiedź. Opowiadam się przeciwko karze śmierci, bez żadnych wyjątków. Są inne
sankcje, których dolegliwość ma być odpowiednio dopasowana do winy, ale
dyskusja na ten temat jest oparta przede wszystkim na teoretyzowaniu, którego
staram się unikać.
Czytając
Twoje książki mamy do czynienia z przestępczością, torturami, ale również
bronią. W Stanach Zjednoczonych każdy ma możliwość zakupienia broni, myślisz,
że jest to dobry pomysł, by każdy miał możliwość zakupu pistoletu?
Po raz kolejny muszę odpowiedzieć negatywnie, bo również w
tej kwestii opowiadam się przeciwko legalizacji. Są różne sytuacje zagrożenia
życia, ale amerykańska wizja posiadania broni i przedstawiane argumenty
sprowadzają się do choroby błędnego koła, gdzie napięcie i strach kumuluje się
i prowadzi do historii jak ta opowiedziana w filmie „Słoń” Van Santa.
Ale jest też inna strona. Pamiętam jak przy okazji „Zamkniętej Prawdy”
zarzucano mi, że zbytnio ułatwiam moim bohaterom dostęp do broni, a w Polsce
nie tak łatwo uzyskać pozwolenie. Zawsze pozostaje jednak szara strefa, również
w Polsce, gdzie konkretny towar można dostać niezależnie od uprawnień, niekoniecznie
legalnie.
Wybierając
miejsca wydarzeń w Uczniu Carpzova, obrałeś sobie znane Ci okolice. Czym taki
wybór był nacechowany? Bo muszę przyznać, strach teraz pojawić się Gliwicach.
Na szczęście historie opowiedziane w moich książkach to
jedynie efekt uboczny działania mojej wyobraźni. „Uczeń Carpzova” to książka
poświęcona miejscu mojego dorastania. Pochodzę z niewielkiej miejscowości w
województwie śląskim – Ornontowic, w Gliwicach uczęszczałem do Liceum, potem
nadszedł czas na studia, a wybór padł na Kraków. „Uczeń” powstał po pierwszym
roku poza domem, co dało mi szanse spojrzeć na wcześniejsze miejsca z innej
perspektywy, docenić sielskość wsi, pewne tradycje i określony sposób myślenia.
Powieść ta jest skoncentrowana przede wszystkim na regionach
Śląska, przyznam się szczerze, że było to nie lada ułatwienie, bo opisywanie
miejsc, które znam, jest zdecydowanie prostsze, sprawia, że opisywane historii
są bardziej realne. Miejscem akcji kolejnych kryminałów jest natomiast Kraków.
Wielu polskich autorów na siłę próbuje amerykanizować swoje historie, nie
oceniam tego negatywnie, ale nie chcę tego powielać. Czytelnicy amerykańskich i
skandynawskich bestsellerów dopiero próbują się przyzwyczaić do polskich
realiów, ale w końcu granicą jest wyłącznie wyobraźnia, a droga po najmniejszej
linii oporu nie zawsze jest satysfakcjonująca.
„Wystarczy
przekroczyć granicę Śląska, a zobaczy się zupełnie inny obraz. Jednym się to
podoba, drugim nie.” Do której grupy Ty się zaliczasz?
Swego czasu uchodziłem za lokalnego patriotę, nigdy nie
wstydziłem się, że pochodzę z Ornontowic, zresztą nie wyobrażam sobie na
dłuższą metę życia w wielkim mieście. Ale zaprzeczyłbym samemu sobie, gdybym
powiedział, że inne miejsca mi się nie podobają. Uwielbiam podróżować,
korzystam z każdej możliwej sposobności, nie ma lepszej inspiracji niż podróż,
nowo poznani ludzie i różnice, które w trakcie tego typu przygód można
dostrzec. Zamykanie drzwi od pokoju i ograniczanie prowadziłoby w moim
przypadku do śmierci naturalnej mojej pasji jaką jest pisanie. Są pewnie osoby,
które w tym momencie powątpiewają, ale zacytowany w pytaniu fragment wydaje mi
się znajomy, wydaje mi się, że nawet znam autora, dlatego jestem w stanie
zaryzykować stwierdzenie, że to przekroczenie granicy nie dotyczy wyłącznie
Śląska, ale ma znaczenie zdecydowanie szersze.
Z
czego wynika postanowienie, że masz zamiar skończyć pisanie na określonej
liczbie książek? Myślisz, że w przyszłości w Twojej głowie nie będą się
kotłować nowe pomysły na inne książki?
Mam w tej chwili dwadzieścia trzy lata i jestem w trakcie
pisania już mojej szóstej książki, po której zabraniam sam sobie kolejnych tego
typu projektów. Moja wyobraźnia potrzebuje drzwi wyjściowych, ale traktuję to
wszystko jako pasję, na którą w tej chwili niestety nie mogę sobie więcej
pozwolić. Uwielbiam pisać, cieszę się na samą myśl, ale jest to zarazem
niezwykle czasochłonne, w dodatku przez ostatnie lata nie potrafiłem nauczyć
się dawkowania, bo na to nie da się poświęcić godziny tygodniowo, wymaga to
pełnego zaangażowania, na czym tracą inne elementy. Jestem człowiekiem, który
jeśli ma coś robić, w grę wchodzi wyłącznie 100%, a w związku z tym, że nie
jestem w stanie tyle dać, muszę z czegoś zrezygnować.
Pomysły na pewno będą, od tego nie da się uciec, ale może
spożytkuję je w inny sposób
Powoli
odzwyczajamy się od pisania długopisem czy piórem. Ciągle tylko komputery i
stukanie palców o klawiaturę z literkami. Sądzisz, że nadejdzie taki czas, gdy
zapomnimy nawet jak mamy się podpisać?
Mam nadzieję, że to tylko i wyłącznie pesymistyczna wizja świata, która nigdy
się nie spełni. Ale masz rację, odzwyczajamy się i ważne abyśmy doceniali tę
umiejętność i ją praktykowali. Sam piszę na komputerze, ale to wyłącznie
elektronika, która jest zawodna i wtedy do gry wchodzą podstawowe narzędzia.
Tutaj nie ma nauczyciela, zadania wyznaczam sobie sam.
Największe znaczenie mają moi bohaterowie, to oni stawiają poprzeczkę
odpowiednio wysoko. Stworzyłem Ucznia Carpzova i sam stałem się jego uczniem,
bo chcąc osiągnąć wyznaczony przeze mnie cel, starałem się dobierać każde słowo
jak najlepiej aby oddawało jego charakter.
Jeśli
twoje pytanie dotyczy natomiast moich autorytetów pisarskich to mogę tu
wymienić amerykańskiego pisarza Jeffery’ego
Deayera, ale on co najwyżej sprawił, że zainteresowałem się
kryminałami.
To, co piszę, sposób w jaki to robię, tematy, które poruszam,
są determinowane przede wszystkim przez środowisko, w którym się obracam.
Niebagatelne znaczenie ma sposób, w jaki wychowywali mnie rodzice. Język
kształtuje się sam poprzez praktykę, dostrzegam różnicę z każdą następną
książką.
Wszystko to kombinacja umiejętności, które chciałbym
przyswoić, staram się mierzyć wysoko i iść przed siebie. To punkt wyjścia, a
kolejne cele pojawiają się w trakcie pracy.
„Są
rzeczy ważne i ważniejsze” – słowa te powtarzane są bardzo często w Twojej
książce. Co jest dla Ciebie ważne, a co ważniejsze?
Mam problem z priorytetami. Gdy pisałem te słowa, obawiałem
się, że kiedyś ktoś zada mi to pytanie, a ja dyplomatycznie niczym premier
Wolski będę musiał uciec do innego tematu. Ale ucieczka na dłuższą metę nie
jest rozwiązaniem, a jedynie ślepą uliczką.
Co jest ważne? Poczucie, że robi się to, na co się ma ochotę. Czasem jest wewnętrzna potrzeba, aby dokonać konkretnego wyboru, nakierowanego na daną potrzebę. Nie można działać na przekór sobie, podjąć się rzeczy, z którymi nie czujemy się dobrze.
Co jest ważniejsze? Dla mnie to satysfakcja, której pożądam. Chcę być zadowolony z efektów tego, co zakwalifikowałem jako ważne.
Co jest ważne? Poczucie, że robi się to, na co się ma ochotę. Czasem jest wewnętrzna potrzeba, aby dokonać konkretnego wyboru, nakierowanego na daną potrzebę. Nie można działać na przekór sobie, podjąć się rzeczy, z którymi nie czujemy się dobrze.
Co jest ważniejsze? Dla mnie to satysfakcja, której pożądam. Chcę być zadowolony z efektów tego, co zakwalifikowałem jako ważne.
Zdradziłeś
mi, że wręcz musisz pisać, ponieważ Twoje myśli buzują, by móc przelać je na
papier. Czy każdego dnia masz takie uczucie?
To stan, który towarzyszy pisaniu. Gdy się już zacznie,
myśli się o tej całej historii, poświęca się czas na budowanie kolejnych powiązań
niezależnie czy się stoi pod prysznicem, czy właśnie czeka się na wykład. Może
dlatego z zasady szybko piszę książki, bo nie potrafię na dłuższą metę znieść
tego obciążenia. Wraz z ostatnią kropką wszystko w momencie znika, kamień spada
z serca, oddycham normalnie. Tak jakbym pozbył się jakiegoś brzemienia.
Pomiędzy kolejnymi literackimi projektami zwykle robię chwilę przerwy, a potem
znowu to samo.
Napisałeś
w swojej książce „Śmierć to tylko początek”, według Ciebie zdanie jest
prawdziwe? Jak rozumiesz te słowa?
Gdybym uznał, że „Śmierć to koniec” – moje książki byłyby
dość ubogie w treści. Czasem zbyt dużo dywaguje, sięgam po filozofię, dla mnie
początek w odniesieniu do życia i śmierci to metafizyka, która nie niesie
rozwiązań i zadowalających odpowiedzi, wręcz przeciwnie. To zdanie jest tak
prawdziwe jak i fałszywe, bo śmierć jest końcem, ale wyłącznie pewnego etapu,
który można dla ułatwienia przyrównać do aktu w widowisku teatralnym. Czyli
zarazem rozpoczyna coś nowego. Tak samo jest z kropkami. Nawet gdy wydaje się,
że to już ta ostatnia, niespodziewanie może pojawić się kolejne zdanie.
Pomyślmy
o czymś kompletnie abstrakcyjnym. Uznajmy, że nie pławisz się w kryminałach, w
takim razie, w jakim gatunku napisałabyś swoją książkę?
Pojawiła się propozycja romansu jak i bajki dla dzieci.
Nawet jeśli to abstrakcyjne gdybanie i zamykam oczy próbując wyobrazić siebie w
innym świecie, to kryminał powraca jak bumerang. Ale prawda jest taka, że
gdybym miał sam zakwalifikować gatunkowo swoje książki, to jest tam odrobinę romansu,
komedii, thrillera, dramatu, a nawet political fiction. Brakuje chyba jedynie
fantastyki, która nigdy mnie do siebie nie przekonała. Widocznie moja
wyobraźnia jest ograniczona.
Jak
postrzegał świat mały Bartłomiej?
Zawsze byłem dość pokaźnych rozmiarów. A tak poważnie.
Miałem tendencje do komplikowania sobie świata, wszędzie dostrzegałem jakieś
drugie dno, może właśnie dlatego nie przepadałem za matematyką, gdzie w każdym
najprostszym równaniu widziałem podstępy. I tak stałem się humanistą i zacząłem
pisać książki. Z komplikowania sobie życia na własną prośbę nie zrezygnowałem.
Umieszczę na lokacie albo zainwestuję. Z zasady nie
podejmuje decyzji pod wpływem chwili, ważę potrzeby, ustalam priorytety. Jestem
natomiast skrytym łasuchem, więc w ramach celebracji zwycięstwa, zaopatrzyłbym
się w kilka kilogramów żelek, czekolad i innych pyszności.
Jeśli miałbyś wpływ na to, by jedną książkę umieścić w kanonie lektur, jaka książka by to była i dlaczego?
Kanon lektur? Niestety moje książki trzeba odłożyć na bok.
Pierwsza książka, która przychodzi mi na myśl to „Puste krzesło” Deavera.
Przeczytałem ją mając niespełna piętnaście lat, ale pamiętam ją do dziś.
Świetna psychologiczna analiza, sztampowy kryminał, który zadziwia swoją
precyzją i sposobem budowy napięcia.
Autor
czy Autorka książek, to dla mnie osoba, która czyta dużo książek. Jak jest z
Tobą?
W tej chwili powinienem się zawstydzić i zniżyć wzrok
udając, że nie słyszałem pytania. W moim przypadku czytanie stało się niezwykle
rzadkie. Często sięgam po książki, co jednak związane jest przede wszystkim ze
studiami i ma niewiele wspólnego z przyjemnością. A gdy mam już chwilę wolnego,
korzystam z tego przywileju i zaczynam pisać.
Jeżeli
jesteśmy w temacie książek, myślisz, że czytanie stało się modne?
Moda. Niewiele mam do powiedzenia na ten temat. Wolałbym aby
czytanie nie wiązało się z modą, aby sięganie po książki nie wynikało z
jakiegoś trendu, do którego inni chcą się włączyć, żeby być fajni, a raczej z
naszej osobistej potrzeby.
Nawet jeśli statystyki raczą nas informacjami, że liczba
sprzedawanych książek spada, zawsze znajdzie się choć mała garstka chętnych aby
zatopić się w słowach. Jakiś czas temu zaczął się bum na kryminały
skandynawskie, nie mam nic przeciwko, żeby przerzuciło się to na tytuły
polskich autorów.
Oczywiście! Dochodzę do wniosku, że gdybym kiedykolwiek
określił moje książki jako perfekcyjne i genialne, byłby to znak, że coś ze mną
nie tak. Zawsze może być lepiej. Teraz, z perspektywy czasu, kiedy sięgam do
tytułów, które tworzyłem kilka lat temu, śmieję się, bo widzę jak wiele się
zmieniło – język, poruszane tematy, poglądy, sposób budowania narracji,
dialogi. Wraz z wiekiem zmienia się perspektywa, mimo to zostawiam wszystko w
kształcie, który powstał wraz z ostatnią kropką, bo jedna zmiana
determinowałaby kolejne rozdziały i tak naprawdę zmieniała fabułę, co w moim
mniemaniu mija się z celem.
Gotować
nie każdy potrafi, ale każdy uwielbia oddać się przyjemności jedzenia
pyszności. Jaką potrawę mógłbyś jeść bez ograniczeń?
Niedawno były święta, pierwsze co przychodzi mi na myśl to
kapusta z grochem i suszonymi grzybami receptury mojej babci, ale nie trudno
się domyśleć, że w tym przypadku wchodzą pewne ograniczenia, a gdybym jadł ją
nie tylko od święta, z czasem by spowszedniała. Jak już wcześniej wspominałem,
jestem łasuchem, więc mój wybór pada na francuski deser - Crème brûlée.
Jak
wyobrażasz sobie swoje życie za dziesięć lat?
Usiądę sobie na wygodnej kanapie, spojrzę na album ze
zdjęciami z wieczorów literackich, który zdążył przykryć kurz, wtedy otrę łzę z
sentymentem wracając do czasów kiedy byłem piękny i młody. Po chwili
przybiegnie do mnie synek, usiądzie na kolanach i zapyta dlaczego na tylu
książkach jest jego nazwisko, a ja się tylko uśmiechnę z nadzieją, że nie będę
musiał odpowiadać na krępujące pytania, gdy pewnego dnia dorośnie na tyle, aby
je przeczytać.