Gruszka Anna
Wywiad - Anna Gruszka
Anna Gruszka jest Autorką książki : Splątany warkocz Bereniki, jeżeli chcecie dowiedzieć się o niej czegoś więcej, to zapraszam na wywiad:
Adriana Bączkiewicz: Gdybym ja stworzyła tak dobrą książkę, to wręcz chciałabym się pochwalić całemu światu, a przyjęła Pani politykę, że będzie się Pani ukrywać przed mediami. Boi się Pani słów krytyki, dotyczącego Pani debiutu, czy może jest jakiś inny powód?
Adriana Bączkiewicz: Gdybym ja stworzyła tak dobrą książkę, to wręcz chciałabym się pochwalić całemu światu, a przyjęła Pani politykę, że będzie się Pani ukrywać przed mediami. Boi się Pani słów krytyki, dotyczącego Pani debiutu, czy może jest jakiś inny powód?
Anna
Gruszka: Nie ukrywam się aż tak bardzo, najlepszy dowód to
właśnie nasza rozmowa. Wydaje mi się jednak, że ani moja twarz, ani nazwisko
nie zmienią odbioru powieści. Nie boję się krytyki, bo wiem, że jest ona
nieunikniona w takich sytuacjach. Przyjęłam zupełnie zmyślony pseudonim –
gruszki są po prostu pyszne – żeby zachować coś dla siebie. Pewnie zabrzmi to
dziwnie, ale „Berenika” to moja osobna przestrzeń, nieobciążona „gębą” kobiety
pracującej, matki, żony, czyjejś córki lub znajomej. Miejsce, w którym czuję
się sobą i którym mogę dowolnie dysponować.
Akceptując
Pani wolę, postaram się dowiedzieć czegoś innego, wręcz niezobowiązującego: Co
lub kto był inspiracją do napisania Splątanego warkocza Bereniki?
Bezpośrednią inspiracją był
wiersz „Z tytułem i dedykacją na końcu” mojej ulubionej poetki Haliny
Poświatowskiej. A jego ostatnie dwa wersy; „dla ciebie choć nie wierzę w
powroty” pojawiły się w zmienionej postaci jako tytuł albumu przygotowanego
przez Berenikę dla Piotra. Moja Berenika otrzymała imię właśnie po Berenice Haliny
Poświatowskiej. Wykorzystałam także historię egipskiej królowej Bereniki,
której warkocz złożony w ofierze bogom zajaśniał na niebie. Moja bohaterka nie
obcina jednak włosów, byłoby to zbyt melodramatyczne, natomiast kilka lat przed
kluczowymi wydarzeniami robi sobie tatuaż swojego gwiazdozbioru.
Berenika,
to bardzo niecodzienne imię, co sprawiło, że bohaterka posiada takie imię, a
nie np. Aleksandra?
Bohaterka też jest pod
wieloma względami „niecodzienna”, wiec takie też jej imię.
Skoro
mowa już o imionach, wiele osób uważa, że imiona mają w sobie pewną moc, która
może określać nawet istotę charakteru danej osoby. Anna oznacza: „pełna
wdzięku, łask”. Czy się Pani z nim zgadza?
Nie wierzę, że imię i
jego znaczenie nadaje nam charakter. Teraz w piaskownicach siedzą Antki,
Antosie, Lenki i Marysie. Kilka lat temu ich miejsce zajmowały Zuzanny i Julki.
Niewiele osób przy wyborze imienia kieruje się jego znaczeniem. To raczej
sprawa przypadku, mody imienniczej i rodziców, a nie przeznaczenia i magii.
Z
niewielu informacji, jakie Pani mi zdradziła w krótkiej notce, napisała Pani,
że jest wieśniaczką. Co jest takiego wspaniałego w mieszkaniu na takich
terenach?
Mieszkam na wsi od
urodzenia z przerwą na studia. Decyzja o pozostaniu tutaj nie wynikała z tego,
że nie lubię miasta. Uwielbiam wyjazdy do teatru, kina, lubię gwar miasta, ale
tylko przez chwilę. Gdy wracam do siebie, zamykam bramę wjazdową i odcinam się
od świata. Biorę kubek z herbatą i wychodzę do ogrodu. Siadam na ławce pod
drzewem i przyglądam się mojemu światu. Uwielbiam „grzebać” w ziemi. Wiosną
spaceruję od kwiatka do kwiatka i witam się z nimi, gadam z pąkami magnolii, a
późnym latem liczę orzechy na najmłodszym drzewku – nienormalne, prawda? Pewnie
wyglądam podczas tego obchodu jak nawiedzona, ale nie przejmuję się tym. Ważne,
że jestem szczęśliwa, że dzieci mogą mieć za domem wielką huśtawkę i jeszcze
większą trampolinę, że mogą biegać bez przeszkód po podwórku, a my nie będziemy
się stresować, że wpadną pod samochód. Tak właśnie wygląda nasze miejsce na
ziemi.
Tereny
wolne od harmidru są ostoją spokoju, jak Pani spędza czas relaksacyjny?
Czytam, słucham muzyki,
siedzę w ogródku, czasami po prostu siedzę i nie myślę o niczym.
Już
niedługo nastąpi u nas czas świąt Bożego Narodzenia. Jak u Pani wygląda cała
otoczka związana z tym świętem?
Staram się utrzymać zdrową
równowagę pomiędzy obłąkańczym „bieganiem ze ścierką”(świat się nie zawali,
jeśli zostaną jakieś pyłki na podłodze), stołem uginającym się od jedzenia i
zakupami ponad miarę. Boże Narodzenie dla mnie to okazja do stwarzania
rodzinnych tradycji. Nie chcę, by moje dzieci, wspominając święta za
kilkadziesiąt lat, miały przed oczami zmęczonych i rozdrażnionych rodziców z
obłędem w oczach, bo kapusta się przypaliła. Wolę, żeby pamiętały bałagan w
kuchni podczas pieczenia i dekorowania kruchych ciasteczek, które już stały się
naszą świąteczną tradycją. Żeby zapamiętały ubieranie choinki i szczęśliwą
rodzinę. Kiedy byłam dzieckiem, wyjadałyśmy z siostrą opłatki jeszcze przed
kolacją wigilijną, a babcia zawsze ratowała jeden przed nami, żebyśmy mieli
czym się podzielić. Dziś to samo robią moje dzieci, bo ja je tego nauczyłam,
czyli przekazałam im już jakieś rodzinne zwyczaje ; )
Gotować
nie każdy potrafi, ale każdy uwielbia oddać się przyjemności jedzenia
pyszności. Jaką potrawę mogłaby Pani jeść bez ograniczeń? (Oczywiście, jeżeli
nie odkładałby się on w postaci tłuszczyku w naszych ciałach :)
Pizza, makarony, słodycze,
a na „deser” bigos! A żeby dobrze popłynęło, to olbrzymie ilości posłodzonej
herbaty i owoce. W kuchni raczej jestem nierozgarnięta, mam opanowanych kilka potraw
i nimi staram się zaskakiwać, tylko jak po 10 latach podawania tego samego
makaronu można jeszcze kogoś zachwycić? Za to uwielbiam słuchać opowieści o
jedzeniu. Znajomi często opowiadają mi, co smacznego jedli, a ja słucham. Moja
przyjaciółka, która zwiedziła kawał świata, z każdego wyjazdu przywozi mi
smaczną opowieść, w której smak jest równie ważny jak sposób podania i rozmiar
talerza.
Każdy
z nas słucha czasem muzyki, Pani ulubione utwory znalazły się w książce, lecz
jaka piosenka jest Pani sercu najbliższa?
Nie mam jednej ulubionej,
bo na każdym etapie życia inny tekst jest potrzebny i pasuje do naszych emocji.
Jestem przywiązana do polskich utworów, bo dla mnie oprócz muzyki są bardzo
ważne słowa. To chyba Kasia Nosowska powiedziała kiedyś, że śmieszą ją
wypowiedzi typu; „Ta piosenka odmieniła moje życie”. Też wydaje mi się to
trochę naciągane. Ja powiedziałabym, że taki czy inny tekst w najlepszy sposób
oddaje moje obecne myśli, uczucia lub życiowe zawirowania. Obecnie słucham
„Rzeźbę dnia” Renaty Przemyk.
W
moim mniemaniu zwierzęta domowe to bardzo ważny aspekt życia, czy posiada Pani
futrzastych przyjaciół?
Czy posiadam? Bardziej
odpowiednie byłoby pytanie; czy mój kot posiada panią? Tak, oczywiście, mój kot
posiada bardzo oddana panią. Nauczył ją, że trzeba się koniecznie obudzić po
drugim miauknięciu, bo inaczej wetknie swój mokry i zimny nos w mój nos i się
przestraszę. Nauczył mnie, że trzeba 20 razy dziennie otwierać mu drzwi lub
okno, bo on zawsze jest po złej stronie. Dosyć szybko pojęłam, że nie mogę iść
spać przed północą, bo on jeszcze nie wrócił ze spaceru. Nauczył mnie też, że
na widok myszy - mniej lub bardziej żywej - się nie krzyczy. Jeszcze tylko
pojmę, że mój fotel należy do niego, a klawiatura nie służy do pisania, i będę
ideałem. ; ) Zwierzęta uczą pokory.
Żyjemy
już w takich czasach, że nie potrafimy się obejść bez Internetu czy telewizji.
Czas wolny spędzamy oglądając ciekawe filmy i seriale. Jaki film oraz serial
poleciłaby Pani swoim czytelnikom?
Od wielu lat jestem fanką
„Przyjaciół”, a od ponad roku „Teorii wielkiego podrywu”. Lubię filmy
inteligentne i jednocześnie takie, przy których nie muszę się zbytnio angażować
emocjonalnie. Często oglądam też filmy, które już znam, bo nie stresuję się, że
zakończenie nie będzie po mojej myśli. Tak jak nie mam ulubionego gatunku
powieści, tak i nie mam ulubionego gatunku filmowego. Ponieważ nie jestem
znawczynią gry aktorskiej, podczas oglądania staram się skupiać na emocjach,
fabule, plenerach i pięknych ludziach. Większość filmów muszę opłakać, jestem
totalna beksą filmową, płaczę nawet na „Szybkich i wściekłych”, „Transporterze”
i wszystkich „X-menach”.
Myślę,
że każdy autor książek, w tym i Pani, w wolnych chwilach czytuje książki. Jaką
książkę wspomina Pani miło, oraz jaka książka zaprząta Pani myśli w tej chwili?
Czytam - nie wiem, czy
dużo. Wolę przeczytać jedną książkę na tydzień, nawet dwa tygodnie, ale
dokładnie ją przeanalizować. Muszę mieć czas na posmakowanie języka, wyszukanie
perełek, czy to wśród bohaterów, czy też w wydarzeniach. Nie popieram czytania na akord, (chociaż
niektórzy muszą), żeby potem móc powiedzieć, że w roku przeczytałam 200
książek. I co z tego? Czy potrafisz je wszystkie opowiedzieć, co z nich
zapamiętałeś? Z książkami jest tak samo jak z muzyką. Nie potrafię wymienić jednej pozycji. W tym
roku strzałem w dziesiątkę są; „Balladyny i romanse”, „Sońka”, „Magiczne lata”
oraz „Dostatek”. Mam swoją metodę
czytania - lubię mieć rozeznanie w twórczości danego pisarza, więc jeśli mi się
spodoba jakaś powieść, sięgam po następną tego samego autora. Czytam, porównuję
konstrukcje fabuł i bohaterów, analizuję język.
Czasami są wielkie zaskoczenia („Magiczne lata” i „Łabędzi śpiew” –
jeden autor, a tak diametralnie różne powieści - perfekcja!). Takim sposobem
„przerobiłam” Gretkowską, Bondę, Karpowicza, Moore’a, Szczygielskiego,
Pratchetta, Somozę, Zafona, Świetlickiego. Ostatnio przeczytana książka to
„Rogi” – zabawna i jednocześnie przerażająca. Podobała mi się.
Jest
Pani chomikiem, jeżeli chodzi o książki, czy jednak wędruje Pani do biblioteki?
Chętniej pożyczę komuś
moją najnowszą kieckę niż książkę. A dopóki pożyczona powieść nie wróci na
swoje miejsce na półce, jestem chora! Zdarza mi się też, że pożyczam od kogoś
książkę i ona mi się bardzo spodoba, wtedy muszę ją mieć, muszę! Z biblioteki
korzystam bardzo rzadko, zazwyczaj wtedy, gdy zauważę, że w ostatnich
miesiącach przybyło mi na półce kilkanaście tytułów i może trzeba iść na odwyk.
Niestety, książki są drogie, ale ja kupuję zazwyczaj te z kategorii „używane”
lub powystawowe - czasami są w rewelacyjnym stanie i niczym nie różnią się od
nowych. Zbliża się gwiazdka, więc mam nadzieję na nową dostawę. Moja rodzina,
ja i znajomi uważamy, że książka to najlepszy prezent i nie traktujemy jej jak
„zapchajdziury”, lecz jako główny podarunek. Wyznaję zasadę, że nie istnieje
coś takiego jak nadmiar książek, jedyne co nam dokucza, to brak półek.
Co
Pani sądzi o rodzimych pisarzach? Czytuje Pani ich książki?
Ostatnio zakochałam się w
Karpowiczu – perfekcyjny język, doskonałe pomysły na fabułę i bohaterów, dowcip!
Do pełnego zestawu brakuje mi tylko „Niehalo”. Jego „Balladyny i romanse ”uważam
za książkę dekady – mojej dekady. Jak już wspominałam wcześniej, mam za sobą fantastyczną
i odważną w poglądach Gretkowską. Natomiast pierwszą przeczytaną przeze mnie
powieścią Bondy była „Florystka” – do
tej pory unikałam kryminałów i powieści detektywistycznych, ale po prostu nie
mogłam się oderwać od jej książek. Szczygielski, Świetlicki, kontrowersyjny
Witkowski. Wspaniali Pilch i Myśliwski –
chociaż nie są moimi ulubionymi pisarzami, to bardzo cenię ich twórczość. Polscy
klasycy! Uważam, że nasza literatura jest na wysokim poziomie i nie mamy się
czego wstydzić, jednak cały czas pokutuje przekonanie, że inni piszą lepiej. Powinniśmy
poznawać twórczość rodzimych autorów, bo to oni właśnie tworzą historię
polskiej literatury i kultury, a nie obcy pisarze. Wystarczy spojrzeć na
nowości wydawnicze danego miesiąca – większość utworów to dzieła zagraniczne.
Wydawcy sami przyznają, że polski autor (nie wspominając już o debiutantach) to
ryzyko.
Lektury
w szkołach to strasznie drażliwy temat, sądzi Pani, że książki w kanonie lektur
są dostosowane do wieku osób, które muszą je przeczytać?
Oj, bardzo drażliwy. Kanon lektur zmienia się co kilka lat, a mimo
to jego podstawę stanowią polskie klasyki – „Krzyżacy”, „Kamienie na szaniec”, „Siłaczka”,
„Zemsta”, „Dziady”, „Balladyna”, a ze światowej „Ania z Zielonego Wzgórza”, „Chłopcy
z placu broni” i „O psie, który jeździł koleją”. Pewnym urozmaiceniem jest „Oskar
i pani Róża”. Z jednej strony to dobrze, że omawia się takie teksty - młodzież nigdy
sama, z własnej i nieprzymuszonej woli nie sięgnęłaby po takie tytuły, więc to
jedyna okazja, żeby mieć z nimi kontakt. Z drugiej zaś strony; jak w kontekście
„Harrego Pottera”, „Igrzysk śmierci” czy sagi o wampirach wyjaśnić czternastolatkom
problemy Stasi Bozowskiej, Zbyszka z Bogdańca czy Nemeczka? Rozumiem, że chodzi
tu o przekazanie idei, postaw życiowych, ale młodzież większości tych tekstów
nie rozumie, bo nie rozumie realiów tamtego świata, świata bez komórek i
komputerów oraz magicznych różdżek, które każdy człowiek XXI wieku ma w
kieszeni;).
Napisała
Pani książkę poniekąd erotyczną, kto według Pani, sięgnie po tę książkę?
Podejrzewam, że w
większości to będą jednak kobiety, chociaż w komentarzach na blogach oraz na
fejsie Papierowego pojawiają się też mężczyźni i muszę przyznać, że jest to
miłym zaskoczeniem. Mój ulubiony komentarz od mężczyzny; „polubiłem patrzeć w
gwiazdy”, powtarzam sobie w chwilach gorszego nastroju;). Wydaje mi się, że każdy sięgnie po nią z
innych powodów. Większość, chociaż się do tego nie przyzna, ze względu na rozbudowaną
warstwę erotyczną. Inni - zachęceni tajemniczą dziewczyną na okładce, jej
imieniem lub samym tytułem. Może będą i tacy, którzy przeczytają ją ze względu
na krytyczne opinie – ja często tak robię. I ostatnia grupa to wielbiciele
Wydawnictwa. Liczę też na astronomów;). Mam jednak nadzieję, że bez względu na
to, z jakich powodów ktoś sięgnie po „Splątany warkocz Bereniki”, nie
rozczaruje się.
Moim
zdaniem ukazuje Pani Berenikę jak i jej związek w dość nowoczesny sposób. Myśli
Pani, że w dzisiejszych czasach osoby są wyzwolone z jarzma potulnej seksualności?
Chyba zaczynamy się
otwierać na nowe doznania, seks nie jest już takim tematem tabu jak kilkanaście
lat temu. Obecni dwudziesto-, trzydziesto- i czterdziestolatkowie wiedzą więcej
na temat anatomii i swoich potrzeb, dzięki czemu mogą się cieszyć seksem. Nadal
jednak brakuje nam odpowiedniego słownictwa – używamy wulgaryzmów lub nazw z
podręcznika do ginekologii. „Uprawiamy seks” niczym marchewkę na działce,
„odbywamy stosunek płciowy”, „kochamy się” ewentualnie „bzykamy”, reszta to już
wulgaryzmy. A ten odsądzany od czci i wiary nieszczęsny Grey? Gdy biedaczek
pojawił się na rynku, zawrzało. Najczęstsze głosy to krzyk; „pornografia!”, a
skąd ci krzykacze o tym wiedzieli? Pewnie musieli przeczytać. I tu wychodzi
nasze zakłamanie. Robimy to, o czym ktoś inny ma odwagę pisać, ale nigdy się do
tego nie przyznamy. „Co? Seks? Ja nigdy!” Przyznaję się bez bicia, czytałam
całą trylogię i nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia. Tak, jest to
pornografia. Chyba najboleśniejszy dla społeczeństwa był ten przeskok z grzecznego
seksu małżeńskiego, o którym się nie mówi, do tak wyuzdanych scen. Innym
zagrożeniem jest jednak dostępność pornografii - dla młodzieży, ludzi o jeszcze
nieukształtowanej psychice to bardzo zgubne, ale to temat na inną, bardzo długą
rozmowę.
Wrócę
jeszcze do dosyć rozbudowanego wątku erotycznego w powieści. Czy miał on być
głównym tematem utworu?
Nie chciałam, aby
„Berenika” była powieścią stricte erotyczną. Głównym problemem miała być
samotność bohaterki, jej ciągła tęsknota za drugim człowiekiem i za miłością,
wieloletnie czekanie na kogoś najważniejszego w życiu. Rozwiązłość Niki miała
być kontrastem dla tych pragnień i uczuć. Jej sposobem na okiełznanie tęsknot i
lęków. Wiem jednak, że ten wątek erotyczny znacznie przesłania inne problemy.
Każdy
związek jest narażony na zdradę, czy uważa Pani, że zdradę można wybaczyć?
Nie wiem. To chyba zależy
od układu i uczuć między zdradzającym i zdradzanym.
Ile
Pani jest w Berenice?
Bardzo dużo i
jednocześnie bardzo mało. Oddałam jej moją muzykę, moje książki, mojego
ulubionego drinka i potrawy, moje buty, moją emocjonalność, małe natręctwa i
obsesje, niektóre lęki. Bohaterka, wygłaszając swoje poglądy na niektóre tematy,
wyraża też moje myśli. Podzieliłam się z nią także kilkoma wydarzeniami z
życia, które jednak nie odgrywają kluczowej roli w fabule. Wszystko zaś, co
dotyczy jej dziwnych i bardzo kontrowersyjnych zachowań, należy do niej.
Codzienność Bereniki znacznie różni się od mojego życia.
Czy
tworzenie tej historii w jakiś sposób wpłynęło na Panią?
Dowiedziałam się wielu
rzeczy o sobie. Przeanalizowałam niektóre swoje decyzje i postawy.
Przypomniałam sobie kilka przykrych i zabawnych wydarzeń ze swojego życia. Zwerbalizowałam
myśli, które zawsze mi towarzyszyły, ale nie potrafiłam ich sprecyzować.
Odważyłam się podjąć małe kroczki, które doprowadziły mnie do spełnienia
swojego marzenia – wydania książki.
Deszcz
głośno bębni w szyby, a Pani ciągle siedzi w swoim pokoju z książką w ręku,
popijając ulubioną herbatę. Nagle, Pani uszu dosięga głos prezentera
telewizyjnego, który ogłasza, że świat, jaki znamy zakończy się za 24 godziny,
gdyż w planetę zmierza ogromna asteroida. Jak spędzi Pani ostatni dzień swojego
życia?
Gdybym była osobą stanu
wolnego, uderzyłabym na jakąś imprezę, ewentualnie zorganizowałabym ją u
siebie. Ale ponieważ mam rodzinę, to przede
wszystkim zadbałabym, żeby dzieci nie czuły lęku. Zrobiłabym stos gofrów z bitą śmietaną, a
potem zapakowalibyśmy się wszyscy do łóżka i czekali, grając w jakąś
planszówkę. Pamiętam jeden koniec świata. To była wiosna, zjeżdżaliśmy samochodem
z wysokiego wzniesienia przepiękną drogą, wzdłuż której stały kwitnące dzikie jabłonie.
Słońce, błękitne niebo, ptaszki. Media grzmiały od kilku dni o katastrofie i
tylko wariaci na nią czekali. Byłam wtedy na takim etapie życia, że zbliżający
się koniec świata był moim najmniejszym problemem, a mimo to miałam dobry humor.
Prowadzący jednej ze stacji radiowych powiedział; „właśnie nastąpił koniec
świata”, a my jechaliśmy sobie spokojnie dalej.
Według Miłosza koniec świata jest w nas - to nasze tragedie, których ani
świat, ani ludzie nie zauważają. Wydaje mi się, że bardziej powinniśmy się bać
naszych prywatnych końców świata niż tych wymyślanych przez oszołomów dla
oszołomów.
Jakie
jest Pani marzenie?
Oprócz tych obowiązkowych
i konwencjonalnych, czyli pokój na świecie, zdrowie i szczęście w rodzinie jest
jeszcze jedno - książka z płytą zawierającą muzykę do powieści. Czytasz, a w
słuchawkach płynie muzyka ilustrująca wydarzenia, oddająca emocje i uczucia
bohaterów. Chciałabym, żeby moja „Berenika” taka płytę dostała. Na razie mam tylko
spisane tytuły piosenek. Może kiedyś…
Bardzo
dziękuję Autorce bloga, która zaprosiła mnie do siebie. Korzystając z okazji,
chciałam także złożyć życzenia z okazji nadchodzących świąt. Aby zbliżające się
dni były źródłem radości, spokoju, ciepła rodzinnego i chwil na refleksję. Serdecznie
pozdrawiam – Anna Gruszka.