Co mają wspólnego krówki i rosyjska mafia? (Złote spinki Jeffreya Banksa - Marcin Brzostowski)

Data wydania: 04.11.2015
Liczba stron: 90
Gatunek: Komedia kryminalna
Nie każdy lubi czytać krótkie książki. Jesteśmy już przyzwyczajeni do tego, że pozycja, która nie ma czterystu stron, to lekkie czytadło. A co dopiero gdy lektura zajmie nam góra dwie godziny przy wolnym czytaniu, to zapewne wielu z was uzna ją za formę opowiadania. I Złote spinki Jeffreya Banksa postanowiłam przyrównać do dłuższego opowiadania.

To nie jest tak, że historia, która została zawarta w tej pozycji jest krótka, ze względu na to, że Autor nie umie sobie poradzić z dłuższą formą. Ja już poznałam jego styl pisania za sprawą Pozytywnie nieobliczalnych i bez żadnych wątpliwości sięgnęłam po najnowszy jego twór. Nie jestem nim zawiedziona, bo wiem, że Marcin Brzostowski potrafi tak ścisnąć fabułę, a dodatkowo ukazać ją w tak klarowny sposób, że ja nic do tego nie mam. Nie zawsze przecież musimy czytać cegły, czasem i ja potrzebuję jakiejś historii na odstresowanie się, szybkie poznanie i zatracenie się w lekturze na dłuższą chwilę. Właśnie na taką chwilę jest ta historia i jest to dobra historia.

Znajdziemy tutaj odpowiednio wyważoną proporcję między kryminałem, a humorem. Niby te dwie sfery się ze sobą nie łączą, ale Autor ukazuje, że się da, a w dodatku można to zrobić lekko i przyjemnie. Określiłabym ją nawet mianem komedii gangsterskiej. To taki książkowy odpowiednik filmu Kiler – przyrównuję go wyłącznie do ukazania wam charakteru tej minipowieści. Humor znajdziemy zarówno w opisach danych sytuacji, czy w dialogach, a nawet i w samych bohaterach. Przyznam, że to było moje pierwsze spotkanie z takim gatunkiem i zaliczam go do udanych.

Oczywiście wszystko należy przyjmować z przymrużeniem oka, ale to właśnie domena komedii. Bo chyba nie sądzicie, że rosyjska mafia przemycałaby diamenty w krówkach? To są takie smaczne kąski, które wyłapiecie jeżeli tylko sięgniecie po Złote spinki Jeffreya Banksa. Traktując tę historię jako jedynie rozrywkę, to wiem, że się na niej nie zawiedziecie.

Nie możecie tutaj szukać drugiego dna, czy jakiegoś przesłania, bo go po prostu tu nie ma. Będzie inwigilować świat przestępczy, ale również i pracę ministra spraw wewnętrznych. Istny misz masz, ale odpowiednio wyważony i skonstruowany. Dodatkowo główne postacie, które przewijają się w tej historii są w odpowiednim momencie ze sobą połączeni w jedną całość. Po prostu pod sam koniec wszystko wydaje się logiczne i przede wszystkim śmieszne. Jeżeli ani razu podczas jej czytania na twojej twarzy nie pojawi się uśmiech, to po prostu jesteś gburem.

Jestem ciekawa czy Marcin Brzostowski poradziłby sobie z dłuższą formą. Myślę, że tak i mam nadzieję, że kiedyś się o tym przekonam.

Za tę lekturę dziękuję: Autorowi