Belle Morte - Bella Higgin | Recenzja

 




Wampiryczne guilty pleasure, czyli... „Belle Morte”


Cóż ja mogę poradzić – wampiry to moja słabość. I nie, nie zamierzam się z tego tłumaczyć. Po prostu mam tak, że jeśli pojawia się wątek krwiopijców, to jestem już jedną nogą w tej historii. Może to wpływ młodzieńczych fascynacji? Może tęsknota za klimatem dawnych romansów paranormalnych? Ale jedno wiem na pewno – Belle Morte Belli Higgin przyciągnęło mnie jak magnes.

Intrygujący świat, który miał potencjał


Trzeba przyznać – pomysł na świat przedstawiony to strzał w dziesiątkę. Wampiry jako celebryci, żyjący w luksusowych Domach, do których dobrowolnie zgłaszają się dawcy krwi? To miało klimat, który od razu uruchamia wyobraźnię. Czułam się trochę, jakbym wpadła w nowoczesną wersję reality show z krwią w tle.

Tyle że... to, co mogło być iskrą do mocnej, wielowymiarowej opowieści, niestety w dużej mierze zostało spłycone. Zamiast pogłębiania tej wizji, autorka mocno sięga po dobrze znane motywy. I choć mam do „Zmierzchu” ogromny sentyment (tak, jestem #TeamEdward), to jednak tutaj ten klimat bywał zbyt wtórny.

Bohaterowie, którzy budzą... mieszane uczucia


Edmond – tajemniczy, romantyczny, rzucający francuskie wstawki – brzmi znajomo? Tak, to ewidentny hołd dla Edwarda. Tyle że momentami aż zbyt oczywisty. Reni natomiast – bohaterka z potencjałem silnej postaci kobiecej – niestety zbyt często wpadała w schematy „zagubionej, ale upartej”. Kibicowałam jej, ale nie zawsze było mi z nią po drodze.

Były też momenty, w których wręcz szeptałam do książki: „No przecież to przewidywalne!”. Historia nie zaskakuje, a uczucia między bohaterami – choć mają być intensywne – wydawały się zbyt płytkie, zbyt przyspieszone, jakby nie zdążyły się jeszcze narodzić, a już miały być wielką miłością.

Lekka młodzieżówka, która nie udaje czegoś więcej


Nie zrozum mnie źle – Belle Morte czyta się błyskawicznie. To lekka, przyjemna historia, idealna na jedno popołudnie. Bez zbędnych przestojów, bez nadmiaru dramatów. Po prostu: książka do oderwania się od codzienności.

Tylko że... trochę zabrakło mi tu głębi. Emocjonalność była, ale raczej powierzchowna. Relacje między bohaterami momentami wydawały się sztuczne. I choć wiem, że to powieść młodzieżowa, to przecież młodzież zasługuje na naprawdę dobrą fabułę.

Aha – i pozwólcie, że wspomnę o „Wścieklarach”. Przepraszam, ale to tłumaczenie nie współgrało mi z resztą narracji. Słowo kompletnie nie „leżało” w ustach i wybijało mnie z rytmu.

Przyjemna, ale nie przełomowa


„Belle Morte” to świetna opcja na szybki, niezobowiązujący romans paranormalny. Jest klimat, są wampiry, jest romans. Ale czy zostanie ze mną na dłużej? Na pewno coś zastanie i myślę, że z ciekawości sięgnę po kontynuację.

To dobra rozrywka, ale niekoniecznie coś, co wstrząśnie Twoim wampirzym sercem. Jeśli jednak szukasz historii z przymrużeniem oka, w stylu „Zmierzchu”, to możesz się tu nieźle bawić.

Opinia powstała przy współpracy z wydawnictwem Zysk i S-ka