Wywiad - Rafał Cichowski


Pamiętacie moje zachwyty nad pozycją 2049? Dziś przedstawiam Wam wywiad z Panem Rafałem. Jest on mężczyzną zamieszkującym Warszawę, gdzie pracuje w agencji reklamowej jako copywriter. Poza pisaniem, robi zdjęcia, maluje obrazy i zajmuje się swoim psem. Z wykształcenia jest anglistą, a w literaturze i muzyce szuka twórców, "którzy wymykają się ramom gatunku i starają się robić wszystko po swojemu, z różnym skutkiem.". Przyznacie, że Pan Rafał to istna mieszanka wybuchowa ekspresji, lecz podążajcie dalej i zaczytajcie się w wywiadzie:

W informacjach, jakie uzyskałam od Pana, otrzymałam stwierdzenie, że napisał Pan ok. 20 książek. W książce 2049 mamy do czynienia z przyszłością, a w pozostałych pozycjach, jakie gatunki się pojawiają?
2049 to pierwsza powieść nawiązująca do gatunku science-fiction, którą napisałem. Prawie wszystkie pozostałe moje próby literackie były osadzone w teraźniejszości pomiędzy szarymi blokami z wielkiej płyty, ale na szczęście już mnie samemu ten temat się znudził.

Dość niedawno miałam możliwość przemierzania ulic Warszawy. Dla mnie sprawiło ono wrażenie wiecznie zagonionych ludzi, którzy nie potrafią się zatrzymać chociażby na chwilę. Jak jest z Panem? Również biegnie Pan na metro, chociaż wie Pan, że za dwie minuty odjedzie kolejny?
Nie gonię. Spaceruję. Gdy się szybko biegnie, wiele szczegółów umyka, a bez nich ciężko zrozumieć i skomentować rzeczywistość. Duże miasta z racji swojej wielkości wymuszają pośpiech, ale ostatecznie to od ciebie zależy czy będziesz gdzieś biec. Ja staram się mieć nad tym wystarczającą kontrolę, by nie musieć gonić czasu. Pędzę tylko wtedy, gdy siedzę za kierownicą, ale robię to dla przyjemności.

Każdy z nas kieruje własnym życiem, lecz czasem się zdarza, że los sprawia, że lądujemy gdzieś, gdzie nigdzie byśmy się zapuścili, pracujemy w miejscu, o którym nigdy nie pomyślelibyśmy w młodych latach. O czym Pan marzył w dzieciństwie? Czy marzenia się ziściły?
Mam wiele marzeń i część z nich udało mi się zrealizować. Jednym z nich od zawsze było wydanie książki. Teraz muszę wymyślić sobie nowe. W dzieciństwie zawsze chciałem zostać wampirem i mieć wielki zamek na szczycie góry, ale tego chyba nie uda mi się osiągnąć.

Maluje Pan obrazy, robi zdjęcia, gra na gitarze i w dodatku pisze książki. Skąd tak rozległe spektrum pasji?
Jak to kiedyś powiedział Harmony Korine – to wszystko jest częścią tej samej wizji. Jeśli masz coś do powiedzenia, jest wiele sposobów, by to wyrazić. Staram się nie nudzić w życiu, więc próbuję różnych rzeczy. W jednych radzę sobie nieźle, w innych efekty są koszmarne, ale to nie ma znaczenia, póki to, co robię sprawia mi radość.

Pracę magisterską napisał Pan o bitnikach (nawet sama musiałam sprawdzić w Internecie, z czym to się je). Skąd takie zainteresowanie danym tematem?
Pamiętam jak na pierwszym roku studiów przeczytałem „Skowyt” Ginsberga, wulgarny, brutalny i pełen emocji wiersz, który przewrócił moje pojęcie o tym co wolno, a czego nie wolno napisać. W liceum nie przerabialiśmy takich rzeczy. Chwilę później poznałem Kerouaca, Burroughsa i oczywiście Huntera S. Thompsona i tak już zostało.



Jeżeli mógłby Pan polecić swoim czytelnikom jedną pozycję literatury, co by to było i dlaczego?
Nie wierzę, że istnieje uniwersalna książka, która zadowoli wszystkich czytelników na Ziemi, bo każdy ma inne preferencje. Ja zawsze szukam literatury, która się nie boi być inna, walczy ze sztampą i testuje wytrzymałość czytelnika. Dla mnie taką pozycją było „House of Leaves” Marka Danielewskiego.



Każdy słucha muzyki, sądzę, że bez tego nie mamy prawa funkcjonować. Lecz nie zapytam o piosenkę, która ciągle dźwięczy w Pana głowie, a o utwór, którego wręcz nie może Pan znieść?
Ostatnio staram się codziennie poznawać jedną nową kapelę, więc słucham najróżniejszych dźwięków. Kolega z pracy podrzucił mi francuskie Naive, mają świetny kawałek „Luna Militis”, który chodzi za mną od kilku dni. Unikam natomiast typowej popowej papki z radia. Moim zdaniem muzyka popularna została stworzona dla ludzi, którzy tak naprawdę nie lubią muzyki.

Ma Pan flat coated retrievera, wyczytałam w Internecie, iż jest to pies, który należy do rasy aportujących psów. Czy często trenuje Pan swojego psa? Jaka historia wiąże się z powstaniem owej przyjaźni?
To bardzo długa historia :) Na psa z żoną decydowaliśmy się kilka dobrych lat. Szkolimy go sami z różnymi skutkami. Chivas – bo tak wabi się nasz flat – miał wpływ na powstanie „2049”, dużą część książki wymyśliłem spacerując z nim po lesie.



Wyobraźmy sobie sytuację, że musi Pan zrezygnować z jednego ze zmysłów. Na który zmysł padłby wyrok oraz jakby Pan sobie bez niego poradził?
Jako mieszkaniec dużego miasta, który często porusza się komunikacją miejską wybrałbym zmysł powonienia.



Coraz częściej dostrzegam, że ludzie odchodzą od jakiejkolwiek wiary. Czy sądzi Pan, że kiedyś w przyszłości Bóg nie będzie odgrywał ważnej roli w życiu zarówno indywidualnym, jak i społecznym?
Prędzej w społecznym niż indywidualnym. Świat będzie się stawał coraz bardziej laicki. To nieuniknione.

Skoro już mówimy o przyszłości, myśli Pan, że przyszłość, jaką opisał Pan w swojej książce jest możliwa? Czy tylko jest to wyobrażenie, które niewiele będzie miało styczności z naszym życiem?
2049 opowiada o przyszłości, ale tak naprawdę jest satyrą naszych czasów. Kult celebrytów, elitaryzm i ogromne podziały społeczne – to już mamy wszędzie wokół. Jeśli chodzi o technologię, jest ona tłem dla wydarzeń opisanych w mojej powieści, ale chciałem żeby także odzwierciedlała to co jest, lub to, co będzie niebawem możliwe. Sądzę, że szyby i stoły w naszych mieszkaniach mają duży potencjał aby stać się przestrzenią reklamową.

Niech wyobrazi sobie Pan, że wygrał na loterii milion złotych. Na co przeznaczy Pan te pieniądze?
Wydam je zupełnie racjonalnie. Kupię dwa mieszkania, jedno po to, by nie stawać się zakładnikiem banksterów i nie brać kredytu hipotecznego, drugie jako zabezpieczenie na przyszłość, żebym nie musiał na stare lata być na łasce naszego dysfunkcyjnego systemu emerytalnego.

Niby zwyczajny dzień, ale nie umie Pan znaleźć drugiej brakującej skarpetki, wlewa Pan do kawy skiśnięte mleko, biorąc prysznic nagle kończy się ciepła woda. Istny dzień na nie, jak Pan sobie radzi z takimi dniami?
Humorem. Czasem trzeba się po prostu roześmiać. Uśmiech jest dużo skuteczniejszy i zdrowszy od napinania się.

Autor czy Autorka książek, to dla mnie osoba, która czyta dużo książek. Jak jest z Panem? W jakich gatunkach i twórcach się Pan pławi?
Czytam sporo, ale nie tylko książki. Czytam artykuły o technologiach, o wszechświecie, zapomnianych religiach, psach, grach i samochodach. Nie mam ulubionych gatunków czy epok. Najwięcej przyjemności sprawia mi czytanie autorów, którzy piszą książki, które sami chcieliby później przeczytać. Czuć z kilometra kiedy książka powstała z potrzeby tworzenia, a kiedy dla kasy. Jestem na to szczególnie wyczulony. 


Gotować nie każdy potrafi, ale każdy uwielbia oddać się przyjemności jedzenia pyszności. Jaką potrawę chciałby Pan zjeść, jeżeli byłby to ostatni posiłek w Pana życiu?
Pozwoli Pani, że zacytuję bohatera mojej książki: „Pizzę z szynką parmeńską i rukolą. Do tego zimny browar”.



Już jest! Naukowcy wymyślili sposób, by móc przenieść się do przeszłości lub do przyszłości na jeden dzień. W jakie czasy by Pan się chętnie przeniósł i dlaczego?
Przeniósłbym się na sam koniec historii czasu żeby zobaczyć jej finał i być może dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodziło.

Wiele osób emigruje, gdyby miałby Pan taką możliwość, porzuciłby Pan Polskę?
Już dwa razy to zrobiłem wyjeżdżając na krótko do Anglii, ale przenosząc się gdzieś zarobkowo głównie walczysz o przetrwanie. Na dłuższą metę jest to nie do wytrzymania. Natomiast jeśli miałbym wystarczająco dużo środków, żeby zamieszkać gdziekolwiek chętnie zamieniłbym Polskę na południową Kalifornię albo Nową Zelandię. Nie jestem szczególnie przywiązany do jednego miejsca. Praktycznie co chwila gdzieś się przeprowadzam.

Deszcz głośno bębni w szyby, a Pan siedzi w swoim pokoju z książką w ręku, popijając ulubioną herbatę. Nagle, do Pana uszu dobiega głos prezentera telewizyjnego, który ogłasza, że świat skończy się za 24 godziny, gdyż w stronę ziemi zmierza ogromna asteroida. Jak spędzi Pan ostatni dzień swojego życia?
Nie oglądam telewizji, więc pewnie nie dotarłaby do mnie ta informacja. A tak na serio to z rodziną i przyjaciółmi, bo to najważniejsze, co mamy w życiu.

Gdzie i jak, widzi Pan siebie za piętnaście lat?
Nie wiem gdzie będę za piętnaście dni, a co dopiero za 15 lat. Życie zaskoczyło mnie tak wiele razy zwrotami akcji, że wolę już nic nie planować. Wiem, że będę pisał, bo to integralna część mojego życia, jak jedzenie albo spanie. Poza tym, wszystko jest możliwe.