Wywiad Karolina Głogowska

fot. Martyna Chmura

Karolina Głogowska - autorka tegorocznej nowości lipcowej Szeptanki. Szeptanka nie jest jej pierwszą książką, a jako dziennikarka i redaktorka, całe życie wiąże z pisaniem, czy ma inne zainteresowania? O tym przekonajcie się w poniższym wywiadzie:

Adriana Łowisz: Gdzie polecałaby Pani swoim czytelnikom wyruszyć, by odkryć coś niezwykłego?
Karolina Głogowska: Chyba w swoją najbliższą okolicę, ale spojrzeć na nią oczami odkrywcy. Dowiedzieć się czegoś o historii znanych miejsc, ludziach, którzy żyli tam wcześniej, kulturze, tradycji. Nie trzeba wybierać się daleko, wystarczy zacząć się przyglądać. Niezwykłe rzeczy dzieją się w codzienności. W drodze do pracy, w kolejce w sklepie, między ludźmi. Patrzę uważnie na zwykłych ludzi w tramwaju, w kawiarni i zawsze odkrywam coś niezwykłego. Te obserwacje często lądują potem w moich książkach ;)


A. Ł.: Lubię zazwyczaj dowiedzieć się o autorze czegoś nietypowego, przypuśćmy, że jest pora obiadu, co Pani widzi na talerzu najchętniej?
K. G.: To nie jest pytanie na krótką odpowiedź. Pochodzę z rodziny o bogatych i długich tradycjach kulinarnych. Jestem kulinarnie rozpieszczona, wychowywałam wśród osób, które wspaniale gotowały i piekły. Mieliśmy duży ogród i sad, pomidory z folii, własne ogórki, dynie, owoce, wędzarnię ryb, a mężczyźni sami przyrządzali pasztety i kiełbasy z dziczyzny. Jako trzylatka zajadałam się befsztykiem tatarskim. Dziś jestem wegetarianką, więc najchętniej widzę na talerzu pysznie przyrządzone warzywa w różnej postaci.

A. Ł.: Autor czy Autorka książek, to dla mnie osoba, która czyta dużo książek. Jak jest z Panią?
K. G.: To ja Panią rozczaruję, bo od kiedy sama piszę, to mój czas na czytanie zmniejszył się o jakieś 70 proc. W dodatku najchętniej sięgam po literaturę faktu, mimo że sama tworzę fikcję. Po kilku godzinach pisania dziennie najczęściej nie mam już ochoty na więcej literek. Muszę wstać i się poruszać. Najlepiej intensywnie, bo tańczę flamenco.


A. Ł.: Wielu autorów woli „wyjechać” ze swoją fantazją gdzieś za granicę, a Pani jednak przekonuje swoich czytelników, że Polska to też dobre miejsce na akcję, skąd taki zamysł?
K. G.: Myślę, że wielu autorów tworzy fabułę wokół najlepiej znanych sobie miejsc. Cenię lokalność, kocham Gdańsk i mam sentyment do terenów, z których pochodzi moja rodzina, czyli do Powiśla i Kociewia. Cieszę się, jeśli mogę pokazać wyjątkowość tych miejsc osobom, które ich nie znają. Jednak nie odżegnuję się od zagranicy. Już chodzi mi po głowie fabuła osadzona w Hiszpanii, a konkretnie w Andaluzji.

A. Ł.: Czy do dzisiaj przemknęła Pani chociaż jedna myśl, że chciałbyś, by Pani życie potoczyło się inaczej?
K. G.: Wiele razy. Jednak to nie jest tak, że czegoś żałuję. Głęboko wierzę, że jeśli coś się wydarzyło, to tak właśnie miało być. Jeżeli podjęłam jakieś decyzje, które nie były łatwe, a może nawet wywołały trudności, to widocznie nie umiałam na tamten moment inaczej. Całkowicie akceptuję swoją przeszłość. Mam jednak w głowie kilka takich miłych obrazków, jak mogłoby się potoczyć moje alternatywne życie. Zresztą u mnie tyle się dzieje i często zmienia, że to by wystarczyło na kilka żyć. Tak lubię, nie wyobrażam sobie stagnacji, a rutyna bardzo mnie męczy.

A. Ł.: Niby zwyczajny dzień, ale nie umie Pani znaleźć drugiej brakującej skarpetki, wlewa Pani do kawy zepsute mleko, biorąc prysznic nagle kończy się ciepła woda. Istny dzień na nie, jak Pani sobie radzi z takimi dniami?
K. G.: Zatrzymuję się i zaczynam głęboko oddychać. Jeśli dzieją się takie rzeczy jedna po drugiej, to oczywisty znak, że trzeba wcisnąć "stop", bo gdzieś z czymś za szybko lecę.


A. Ł.: Każdy z nas uwielbia inną porę roku, która pora roku mogłaby dla Pani trwać wiecznie i dlaczego?
K. G.: Jako osoba urodzona w lipcu kocham lato, jednak najwięcej emocji wywołuje u mnie co roku wiosna, zwłaszcza maj. Eksplozja zieleni, kwiatów, zapachów, to jest coś, co najbardziej mnie porusza.