Cinder - Marissa Meyer


Tytuł oryginału: Cinder 
Liczba stron: 432 
Data wydania: 19 czerwiec 2024 r. 
Seria: Saga księżycowa
Tom:

Proszę, powiedzcie mi, gdzie ja się uchowałam, że mając 33 lata nie przeczytałam jeszcze Cinder? Sama nie jestem w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie, ponieważ jej poprzednie polskie wersje były wydawane w momencie mojego rozwoju czytelnictwa. No cóż. Nic straconego. Wersja wydawnictwa SQN zdecydowanie trafiła w moje gusta i wiem, że zelektryzowała polski rynek książkowy, bo wiele osób zacierało ręce na nowe wydanie.

Reteling kopciuszka, to coś co mnie zafascynowało. Jak opowiedzieć historię w całkowicie inny sposób, skoro oryginał napisany przez Charlesa Perraulta został napisany w XVII wieku? Wyobraźmy sobie więc futurystyczną przyszłość i Kopciuszka, który może i nie ma magicznej wróżki chrzestnej, ale zdecydowanie ma złą macochę, jest przez rodzinę odtrącana i wykorzystywana, a na swojej drodze spotyka przypadkowo księcia.

Poza tym on przecież nie wiedział, kogo, a raczej co pyta. Jeśli znałby prawdę... Jak bardzo byłby zażenowany, jeśli ktokolwiek odkryłby prawdę?


Ta historia tak naprawdę płynie sama, jest napisana lekkim językiem, historia typowa dla nastolatków, w szczególności takich, którzy rozpoczynają swoją drogę z fantastyka i to w dodatku taką futurystyczną. Nie jest to jednak wyłącznie historia lekka, ponieważ obeznany w temacie czytelnik taki jak ja, również znalazł w niej wiele dobrego. Nie zważałam na to, że wiele rzeczy było podane nam na tacy, lub wielkie tajemnice nie okazały się aż tak wielkimi, bo jako wprawni czytelnicy jesteśmy w stanie je przewidzieć, jednak sposób wykorzystania potencjału Kopciuszka sprawia, że to historia inna niż wszystkie.

Rozwój i przedstawienie świata, w wersji sciene-fiction bardzo mi się podobało. W szczególności moce, które posiadają księżycowi i sposób ich bycia, użycie w historii cyborgów, wpakowanie w historię tony metalu i technologii sprawiły, że jest to po prostu coś innego niż ogólnie czytałam do tej pory - oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa.

Nie zapominajmy też o romansie, który jest według mnie lekko zarysowany, w końcu wiemy, że książę i Cinder muszą się mieć ku sobie, jednak odniosłam wrażenie, że w pierwszej części Sagi księżycowej, nie był to najważniejszy temat. Odkrycie swojej przeszłości i wpływ tej wiedzy na przyszłość, nie tylko samej Cinder - to właśnie esencja pierwszego tomu sagi.

Czytało mi się historię szybko i jak już do niej zasiadłam, to nie mogłam się od niej oderwać - po prostu ma to coś w sobie, co sprawia, że proszę o więcej takich historii.


Opinia powstała przy współpracy z wydawnictwem SQN