Fabryka słów
Księga zepsucia - Marcin Podlewski
Liczba stron: 378
Data wydania: 24 kwiecień 2019 r.
Seria: Księga zepsucia | Polskie fantasy
Tom: 1
Księga zepsucia tom I |
Strzeż się! Oto nadchodzi zwycięska Ciemność.
Więzień Malkolm Rudecki czeka na wyrok. Zamordowano mu ciężarną żonę i skrzywdzono córkę, lecz bezlitosny system prawny zamierza skazać go za zabicie morderców. Jego kara będzie większa, niż się spodziewa. Przekonany, że wie czym jest prawdziwe zło, trafia do świata, w którym to zło jest prawem. Świata, w którym zatriumfowały siły ciemności.
Witaj na Thei. Witaj w Dark Fantasy.
Od pierwszych stron zatraciłam się w tej historii. Nie czytałam wcześniejszych książek Marcina Podlewskiego, ale teraz po zapoznaniu się z Księgą Zepsucia wiem, że muszę jak najszybciej to nadrobić.
W fantastyce chyba już wszystko zostało wymyślone. Jak widać, jednak nie wszystko. Stworzenie odrębnego świata nie jest wcale czymś innowacyjnym, jednak uformowanie go w taki sposób jak to zrobił Marcin Podlewski, to cóż, napiszę jedno: ja chcę więcej.
Na początku jesteśmy wrzuceni w wir przyszłości, gdzie poznajemy odrobinę tożsamość Malkolma i już wiemy, że coś tu ciekawego się stanie i to wkrótce. Nie możemy się bardziej mylić, bo już po kilku chwilach zanurzamy się w nowych świecie - czas na poznanie Thei.
Wszystko wydawało się dziwnie nierealne i przez jedną, potworną chwilę wystraszył się, że zwariuje. Towarzyszyło temu dziwne uczucie odrętwienia i niezrozumiałe zawężenie pola świadomości: niby wiedział, gdzie jest, ale nie do końca.
I to co najbardziej uwielbiam w tej historii, to zdezorientowanie głównego bohatera. On sam nie rozumie gdzie się znajduje i jakim cudem tu trafił. Dzięki temu zagraniu, my również nie czujemy się aż tak źle w nowym świecie. Każda napotkana osoba, to tubylec, dla którego Theia jest domem, a co za tym idzie, my jako czytelnicy, czujemy się skołowani, gdy zewsząd dobiegają do nas dziwne słowa, które nic nam nie mówią, a są kluczowe do poznania tej historii. I tutaj ogromny plus dla autora, który wprowadził do historii takiego bohater jak Malkolm. Jest on cyniczny, co tym bardziej przyciąga nas do niego i jego pytania retoryczne i mocno zarysowany charakter sprawia, że powoli my sami rozumiemy co się dzieje w Thei, jak i dostrzegamy zależność między wydarzeniami.
Pomimo mrocznej otoczki Thei, która wygląda dla mnie jak koniec świata, ubrudzony popiołem i szlamem, gdzie nawet słońce nie dochodzi, a do tego, z mieszkańcami, którzy w większości nie grzeszą inteligencją, jest to ciekawie stworzony świat. Inaczej wam tego nie opiszę, a przede wszystkim nie mam zamiaru wam zdradzać, bo naprawdę świetnie odkrywało mi się ten świat wraz z głównym bohaterem.
Sama historia, która została tutaj przedstawiona, sprawia wrażenia znajomej, w końcu ile razy czytaliśmy o chęci powrotu do normalnego świata, ale kreacja otoczenia i sposób w jaki został on stworzony przez Marcina Podlewskiego jest niebywały i ciągle miałam ochotę na więcej. Czekam zatem na kolejny tom.
Dziękuję za wiedzę i karę.