Lubisz się bić? (Fight Club - Chuck Palahniuk)


Do tej lektury nie trzeba było mnie przekonywać, ponieważ film znam na pamięć i ogromnie go uwielbiam. Byłam ciekawa, czy pierwowzór w postaci książki jest lepszy czy może gorszy od filmu. W tym przypadku nie mogę do końca tego określić, ale chyba poniekąd słabsza od genialnej ekranizacji.

Pierwsza zasada fight clubu to nie mówić o fight clubie. [...] Druga zasada fight clubu to nie mówić o fight clubie. [...] Trzecia zasada fight clubu stanowi, że walczy się jeden na jednego. [...] Czwarta zasada fight clubu stanowi, że toczona jest tylko jedna walka naraz. [...] Piąta zasada stanowi, że walczy się bez koszul i bez butów. [...] Walki trwają do skutku.
Myślę, że ciężko do niej podejść, gdy się nie zna filmu. Książka jest dość chaotyczna (ale oczywiście zdajemy sobie sprawę, że taka będzie, gdy tylko wiemy jakie jest zakończenie tej historii). Jednak jeżeli na świecie ostał się jakiś człowiek, który nie widział filmu, to tak, Fight club jako lektura może się okazać dla niego nie do przetrawienia. 

Jest tu dość skomplikowany styl, zarówno w wypowiedziach jak i w opisach. Czasem mamy wrażenie jakby coś nam umykało, że chyba ktoś wyrwał nam jedną stronę w książce, bo nagle przenosimy się gdzieś indziej. Bez spojlerów bardzo ciężko opisać tę pozycję. Z jednej strony wiem, dlaczego musiała być zastosowana taka narracja, ale z drugiej jest to męczące, pomimo tego, że historia to majstersztyk.

Tak jak wspomniałam, Fight club miał być dla mnie sprawdzeniem, czy książka jest tak samo dobra jak film. Osobiście nie sądzę, bym czytała książkę kolejny raz w przyszłości, natomiast film, na pewno obejrzę jeszcze kilka razy. Wielkim plusem tej pozycji jest to, że pomimo tego, że znałam zakończenie i wydarzenia, które znajdą się w tej pozycji, to jednak z ciekawością sięgałam dalej do kolejnych stron.

Powiedziałabym nawet, że to jest męska książka. Nie tylko ze względu na bijatyki, które tam się znalazły, ale brak w nich uczuć, rozległych opisów, jest po prostu taka sztywna. Samo to, przywodzi mi na myśl lekturę dla ponoć tej brzydszej płci. Bo w końcu która dziewczyna wie jak to jest dostać w twarz jak na ringu bokserskim (mam nadzieję, że żadna).

Może zasługą filmu jest Norton, Pitt, Carter i to dlatego ten film jest tak dobry. Nie wiem. Wolę film od książki, ale jednocześnie lektura nie jest taka zła, i możecie mnie nie słuchać, ale radzę wam na początek obejrzeć ekranizację, a dopiero później zabrać się za książkę, bo możecie mieć niemały mętlik w głowie.





Tytuł oryginału: Fight Club
Data wydania: 16.09.2013
Liczba stron: 256
Gatunek: Powieść współczesna
Wydawnictwo: Niebieska studnia