Wielka szkoda... (Chemik - Stephenie Meyer)


Nie dziwię się autorce, że stara się iść pod prąd i próbuje swoich sił w innych gatunkach. Sama nie chciałabym mieć przypiętej łatki i starałabym się za wszelką cenę z nią zerwać, pokazać światu, że nie zostałam stworzona tylko do jednej rzeczy. Gorzej jest, jeżeli te próby kończą się na niczym.

Powiedzmy, że nazywa się Alex. Tożsamość i imiona zmienia jak rękawiczki – pracuje dla amerykańskiej agencji rządowej, która jest tak tajna, że nawet nie ma nazwy. Alex zajmowała się przygotowywaniem substancji pomagających śledczym wydobywać zeznania od podejrzanych. Określenie nowoczesne metody tortur byłoby tu na miejscu.
Po zamachu na życie Alex, w którym ginie jej przyjaciel i zarazem współpracownik, kobieta zaczyna się ukrywać. Po kilku latach zgłasza się do niej kolega z departamentu, powierzając jej kolejne zadanie. Ma wynaleźć broń przeciwko zabójczemu wirusowi, by ocalić miliony amerykańskich obywateli. Czy to zasadzka, czy też rzeczywiście od wyjątkowych umiejętności Alex zależy życie wielu ludzi?*




Osobiście uwielbiam w pewnym stopniu Zmierzch i proszę mnie za to nie bić, ale mam tyle lat ile mam, i wtedy, gdy wychodziły te książki, były one dla mnie czymś niezwykłym i nadal zerkam na nie z utęsknieniem. Później autorka starała się zerwać z pętami, i stworzyła Intruza, ale niekoniecznie zerwała z fantastyką, jednak teraz, stawiając przed nami Chemika widocznie chciała zerwać ze wszystkim, o co byśmy ją posądzali. Niestety, widocznie nie wszystko może być tak piękne, jakby się mogło wydawać.

Początek jest niesamowicie zachęcający. Pomyślałam sobie nawet, że objętość, będzie skrywać niezwykłą intrygę, którą będę śledzić wraz z bohaterką i doprowadzi mnie na skraj załamania nerwowego. W końcu tak powinien na nas oddziaływać thriller. I gdy wszystko wyglądało pięknie i ładnie, nagle zaczęło się psuć i było coraz gorzej. Znużenie gwarantowane, a wcale się tak nie zapowiadało. Bohaterowie niczym szczególnym mnie nie zaskoczyli, nie zdziwię się, jeżeli za jakiś czas, będę pamiętać jak przez mgłę, że taka historia miała w ogóle miejsce w moim życiu czytelniczym. A szkoda, wielka szkoda.
Nieuczciwi ludzie nie wierzą w istnienie uczciwych.
Nie twierdzę, że jest to do końca zła książka, ale miałam nadzieję, że odnajdę w niech całkowitą inną Stephenie Meyer niż do tej pory znałam. I właśnie tego oczekiwałam, inności, świeżości i zerwania z całą otoczką, która do tej pory do niej została doklejona. Jednak po Chemiku widać, że nie da się tak łatwo zerwać ze swoją przyszłością. I chociaż nie mam za złe autorce, że wplotła w tę historię romans (raczej to było do przewidzenia), to jednak nie jestem w stanie wybaczyć, tak monotonnej i prostej akcji, że prawie w ogóle nie można jej nazwać jakiejkolwiek akcją, a raczej statycznością bezwzględną. Gdyby wyciąć z książki wszelkie nic nie znaczące wydarzenia, które skupiały się na życiu codziennym, może i można by było uratować tę książkę. Tym razem ilość stron była przytłaczająca i bardzo często przy tej książce zasypiałam. Traciłam nią zainteresowanie zaledwie po paru stronach. Istna męczarnia.

Autorka powinna zastanowić się nad tym, co w tej książce mogłaby wyciąć, a uwierzcie mi, jest tego całkiem sporo. Gdyby postawiłaby na selekcję, myślę, że książka ledwo zaliczałaby się do przeciętnej liczby stron w literaturze. Co nie zmienia faktu, że nie trzeba pisać obficie, by pozycja okazała się bestsellerem. Czy ta książka mogłaby wejść w listę książek pożądanych? Myślę, że tak, ale tylko ze względu na ciekawość sporej rzeszy fanów, którą do tej pory autorka zgromadziła.



Tytuł oryginału: The Chemist
Data wydania: 11.04.2017
Liczba stron: 568
Gatunek: Thriller / Kryminał
Wydawnictwo: Edipresse Polska S.A.
* opis pochodzi ze strony Wydawnictwa