I tak tego nie przeczytacie (Wtajemniczenie - Tomasz Węcki)


Nie wiadomo jak bardzo wychwalałabym lub krytykowałabym wam tę książkę, to raczej nic nie zmieni tego, że na pewno po nią nie sięgniecie. Nie jestem świeżakiem jeżeli chodzi o czytanie książek wydanych własnym nakładem. I wy wszyscy - tak, do ciebie mówię - nie zainteresujecie się nią, a o zakupieniu jej nawet nie wspominam. Boicie się self-publishingu, może nawet się nim brzydzicie i tu pojawia się między mną a wami bardzo wielka przepaść. Możecie tylko żałować tego, że nie wspieracie autorów, którzy chcą coś osiągnąć własnym kosztem.

Wychodzisz z domu i zaczynasz się zastanawiać – czy wyłączyłem żelazko? Czy zamknęłam drzwi? Może warto wrócić i sprawdzić? Niepokój rośnie z każdym krokiem. Wreszcie nie wytrzymujesz, zawracasz, sprawdzasz – jak ostatni frajer, bo przecież wszystko w porządku, zamknięte i wyłączone.
To nie umysł płata Ci figle. Istnieje niewidzialny świat duchów, które żerują na ludzkich emocjach, marzeniach i snach. Twoje obawy o żelazko to sprawka jednego z nich – takiego, co czai się na klatkach schodowych i tuż za bramami. Jest mnóstwo stworów jemu podobnych: wywołujących nachalne sny albo sprowadzających napady głodu. Zwykle zostawiają człowieka niedługo po tym, jak zastosują na nim swoje sztuczki. Bywają jednak potwory dużo groźniejsze; takie, które wybierają swoje ofiary starannie i dręczą je długo, zawzięcie, na wiele sposobów. Aż wreszcie człowiek pęka jak orzech – i można wyjeść z niego, co najsmaczniejsze.*


Dość w ostrych słowach wprowadziłam was do tej recenzji, ale wiem jak jest. I to mnie chyba najbardziej boli, bo wolicie zawierzyć średnim książkom wielkich wydawnictw, które mają pieniądze na reklamę, niż pokusić się na pozycję wydanym własnym nakładem. Ba, wy nawet boicie się sięgać po książki polskich autorów, więc chyba Tomasz Węcki jest już na przegranej pozycji, ale nie w moich oczach. Przyjdzie jeszcze czas na moje dywagacje dotyczące self-publishingu, ale czas na właściwą recenzję:

Zacznę od okładki, która moim skromnym zdaniem jest genialna; dobre poszukiwania przyniosły autorowi moje uznanie w kwestii wyważonej grafiki na okładkę - tak, taką okładkę chętnie zobaczyłabym na półce. No i oczywiście warto wspomnieć o kilku ilustracjach, które znalazły się w samej książce stworzonych przez Macieja Piątka (przykład poniżej). Po opisie wiedziałam, że wkroczę w świat urban fantasy i to w dodatku na ulice Wrocławia. Kolejny plus za polskie realia, a nie, wyjeżdżanie wyobraźnią gdzieś za granicę. Skoro już przy wyobraźni jesteśmy, to Tomasz Węcki dużo z niej korzystał i wyszło mu to bardzo dobrze. Sama historia jest spójna, odrobinę nowatorska, w końcu świat duchów i różnych stworów brzmi jakoś znajomo, ale najważniejsze to dobrze je wykorzystać. Podobały mi się momenty, gdy w historii zostały poświęcone linijki tekstu na wytłumaczenie czym dane potwory są i jakie jest ich zadanie. 

Czyta się ją szybko i przyjemnie, w dodatku nie musicie poświęcić na nią za dużo czasu, w końcu to tylko 134 strony, więc mogłabym Wtajemniczenie określić mianem dłuższego opowiadania. I pomimo, że jest to debiut, to mam nadzieję, że autor się nie zniechęci i będzie pisał dalej i może nawet szerzej? Bo odniosłam wrażenie, że ta historia, która została przedstawiona we Wtajemniczeniu mogłaby spokojnie (z dodaniem kilku wątków) zostać pełnoprawną wielostronicową powieścią, a kto wie, może nawet kilkutomową? Potraktowałam tę pozycję jako wprowadzenie, a może nawet sprawdzenie rynku, czy Polacy są gotowi na taką książkę. Nie wiem jak wy, ale ja jestem gotowa na kolejną książkę, która wyjdzie z głowy autorowi.

Mogłabym się przyczepić co do nazw zaklęć, wydawały mi się one zlepkiem przypadkowych liter, ale to może kwestia tego, do czego tak naprawdę zostaliśmy przyzwyczajeni, że takie zaklęcia są pochodną łaciny, czy innych dziwnych języków. Ciężko takie zaklęcia byłoby mi wymówić, ale jest to jedynie szczegół, o którym nawet nie wiem po co wspominam. Może dlatego, że do niewielu rzeczy można się tu przyczepić, wszystko jest napisane w niej bezbłędnie, co zasługuje tak naprawdę na uwagę, ponieważ książki wychodzące z wielkich wydawnictw są o wiele gorsze stylistycznie i pomysłowo niż książka Tomasza Węcki. 
Wybierasz jedno, odpuszczasz drugie. Aż nic nie zostaje, żaden nowy wybór, tylko korytarz prosto przed ciebie. Po jakimś czasie wiesz już, że na końcu nic nie ma, że możesz tylko iść, aż padniesz martwy.



Data wydania: 06.2016
Liczba stron: 134
Gatunek: Fantastyka
Wydawnictwo: Self-publishing
* opis pochodzi ze strony www.spisekpisarzy.pl