Dużo od niej oczekiwałam (Eden.Nowy początek - Mia Sheridan) [Przedpremierowo]


Najgorzej jest w sytuacji, gdy spodoba ci się pierwsza część danej serii i z utęsknieniem czekasz na kolejny tom, ponieważ autorka zaskoczyła cię wcześniej. Stawiasz więc poprzeczkę wysoko, a później wychodzi jak zwykle.

Eden znajduje bezpieczną przystań w domu bogatego jubilera i uczy jego wnuczkę grać na fortepianie, a Calder walczy z demonami pod opieką Xandra — przyjaciela z lat dzieciństwa, który także stracił w powodzi całą swoją rodzinę. Powoli uczą się żyć bez siebie — ona dowiaduje się, że jako dziecko została porwana, i odnajduje matkę, on zostaje uznanym artystą malarzem. Jednak nic nie jest w stanie zapełnić pustki, jaką oboje czują w sercu, zabić tęsknoty za utraconą miłością. Złamane serca pozostają złamane… do czasu, gdy drogi Caldera i Eden znów się przecinają.*

Wiecie, wyczekiwałam tej książki tak mocno, że ciężko to opisać, ponieważ pierwszy tom poraził mnie swoją oryginalnością i realnością. Autorka zakończyła pierwszy tom w  takim momencie, że miałam ochotę ją rozszarpać, ponieważ to nie może być prawda, by drogi Caldera i Eden tak o się rozeszły. To taka idealna para kochanków, która pod swoimi nogami ma bardzo wiele kłód, a to my czytelnicy chcemy im je usunąć.

W drugim tomie powoli wkraczamy w wydarzenia, poznajemy historię Eden, jak stara się poradzić w nowym życiu, bez swojego ukochanego. I to od niej zaczynamy i przez pewien czas poznajemy dalsze wydarzenia z jej perspektywy. Powoli się głowiłam, co się stało z Calderem, ale późniejszy splot przypadków ukazuje, dlaczego autorka trzymała nas tak długo w niepewności. Drogi pozostały ponownie splecione i tak na dobrą sprawę, zaczęłam się zastanawiać nad tym, że właśnie do tego momentu, Mia Sheridan mogła wyciąć część z Eden. Nowy początek i wkleić ją do Caldera. Narodziny odwagi i tak zakończyć tę historię.

Nie twierdzę, że autorka nie poradziła sobie z rozciągnięciem tej historii, bo potem były momenty które ciekawiły, wzruszały i były na wysokim poziomie. Ale, no właśnie te cholerne ale, również dużo treści było powtórzonych, jak relacje z ich poprzedniego życia, wspomnienia... i to spowodowało, że podebrałam ostatecznie tę książkę jako zapychacz. Nie zrozumcie mnie źle, bo uważam, że to naprawdę dobra historia, która wprowadza na rynek powiew świeżości, ale będę się upierać się, że na jednym tomie mogło się skończyć.
Jestem dla ciebie wszystkim, co pierwsze - szepnąłem. - I wszystkim co ostatnie.
Nie sposób nie porównywać jej do pierwszej części, która była jednym wielkim bólem, albo może zadrapaniami na duszy człowieka. Ciągle spotykało ich nieszczęście, autorka poradziła sobie ze scharakteryzowaniem działania sekty i to była ta magiczna poświata, która mnie do siebie przyciągała. Tutaj natomiast, bardzo wiele rzeczy szło im jak z płatka. Od jakichś podstawowych rzeczy, do naprawdę ważnych (ale tego zdradzić nie mogę). Ale pomyślcie sami, jeżeli ktoś nie ma dowodu, niezbyt jest ogarnięty ze sprawami doczesnymi, nagle nie ma problemu by żyć w takim świecie? Pieniądze i inne sprawy w tej historii się zgadzają, a oni tylko rozpędzają się z górki. 

Trochę więc jestem zawiedziona tym tomem, ale jednocześnie nie była aż tak zła, bo miło, szybko się ją czytało. Po prostu chciałam wiedzieć, jak dalej potoczą się losy Eden i Caldera. A jeszcze tak wtrącę: okładka jest cudowna!
Czy to nie zabawne, że wszyscy błąkamy się po tym zwariowanych świecie, nasze historie i nasze cierpienia splatają się ze sobą, wpływają na siebie nawzajem i czasami wychodzi to na dobre, a czasami na złe?

Tytuł oryginału: Finding Eden
Data wydania: 03.08.2016
Liczba stron: 309
Seria: A sing of love
Tom: II
Gatunek: Romans
Wydawnictwo: Helion - dziękuję!
* opis pochodzi ze strony Wydawnictwa