Bauer Wojciech
Czarne złoto (Pora chudych myszy - Wojciech Bauer)
Data wydania: 16.03.2016
Liczba stron: 336
Gatunek: Thriller
Wydawnictwo: Videograf
|
Zobaczyłam w opisie, że będę się czołgać pośród węgla, więc
nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności. W końcu Śląsk węglem stoi, nie
wspominając już o tym, że gdy tylko zerknę przez okno, to widzę kopalnię. Pomysł
Wojciecha Bauera wydał mi się intrygujący, tym bardziej gdy jest to sąsiad z pobliskiego miasta.
Thriller kryminalny z elementami ezoterycznymi, osadzony w
nietypowym środowisku kopalnianych podziemi. Kiedy na jednym z szybów zostaje
znalezione ciało młodej pani inżynier, nikt nie przypuszcza, że to początek
serii nagłych zgonów. […] Kiedy ujawniają się kolejne morderstwa, wśród górników
narasta atmosfera grozy i strachu. W egzotycznym dla czytelników środowisku
rozgrywa się pojedynek z przeciwnikiem, który uważa kopalnię za swoje
królestwo…*
Zacznę od tego, że to te elementy ezoteryczne i wspomniana
kopalnia mnie przekonała do tej lektury. W końcu prawie jest to mój własny dom,
więc wiem, w czym poniekąd będę brodzić. Dla wielu może odrobinę przeszkadzać
śląska gwara która gdzieniegdzie się tu wkrada. Ja osobiście podeszłam do tego tematu
dość sceptycznie i poniekąd się zawiodłam, ponieważ niektóre zwroty były nie do
końca śląskie. Sama nie godom gwarą śląską, ale słyszę ją każdego dnia i wiem z czym to się je. Zapewne dla goroli (osób mieszkających poza Śląskiem)
takie nawiązania do gwary mogłyby być nieco uciążliwie, więc Autor postanowił
przedstawić niektóre sytuacje klarowniej. Ale dla mnie było tego za mało, a
czasem wręcz wyglądało to dość przerysowanie.
Co tyczy się głównego wątku i pomysłu, to muszę przyznać, że
to dobrze napisana historia, która ma w sobie nutkę horroru i thrilleru, który może
zjeżyć włos na głowie – w końcu o to w tej historii chodzi. Sam wątek
kryminalny wydał mi się trochę rozwleczony, ale miejscami na tyle ciekawy, by
chcieć ciągle sięgać dalej w treść.
Nie myślcie, że to zła książka, bo tak wcale nie jest, tylko
momentami musiałam ją odłożyć na bok, bo pojawiające się opisy, mogły czasem znużyć.
To jedna z takich lektur, których nie potrafię do końca opisać i ostatecznie
ich scharakteryzować, ponieważ są w tej pozycji plusy i minusy, które
ostatecznie się równoważą.
Dla
ludzi ze Śląska, to będzie nie lada gratka, a dla tych spoza granic tego węglowego
województwa, może się okazać miłym smaczkiem. Tylko pamiętajcie, nie czytajcie
jej wieczorami, bo kto wie, czy między nogami nie zobaczycie małych
wierzgających myszek.
*opis pochodzi ze strony wydawcy
Za tę lekturę dziękuję: Wydawnictwu Videograf