Atium raz (Z mgły zrodzony - Brandon Sanderson)


Tytuł oryginału: Mistborn: The Final Empire
Data wydania: 17.06.2015
Liczba stron: 624
Gatunek: Fantastyka
Seria: Ostatnie imperium
Tom: I
Z mgły zrodzony | Studnia wstąpienia | Bohater wieków | Stop prawa | Cienie tożsamości | Żałobne opaski
Wydawnictwo: Mag

Po tej lekturze mogę śmiało stwierdzić, że nadal zbieram szczękę z podłogi. Przyznam, że do Sandersona podchodziłam dość sceptycznie. Próbowałam całkiem niedawno sięgnąć po Drogę królów, ale kompletnie mnie nie wciągnęła, ba, była tak niezrozumiała, że ją sobie podarowałam. Ale jednak seria Ostatnie Imperium jakoś mnie ciągnęła do siebie (kto wie, może za sprawą pięknych okładek?) tak bardzo, że postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. I jakże się dziś cieszę, że się na to zdobyłam.

Świat pokryty jest popiołem i rządzi nim Ostatni Imperator, niczym bóg. Skaa wiodą niewolnicze życie, dopóki Kelsier nie odkrywa w sobie mocy Zrodzonego z mgły. Gdy na jego drodze staje Vin, niepozorna złodziejka, wie, że świat który zna, można wyzwolić z jarzma Ostatniego Imperatora. Ale czy im się to uda?

Już po pierwszym tomie mogę stwierdzić, że zakochałam się w tej serii bezgranicznie. Wiecie, że nawet się na niej popłakałam? A przecież to tylko fantastyka. Gdzie między różnymi magicznymi umiejętnościami jest miejsce na łzy? Uważajcie, bo się jeszcze zdziwicie. Nie powiem, że łatwo się w nią wkręcić, bo to byłoby kłamstwo. Ale sam początek nie zwiastuje tak wielkiej dawki emocji. I nie ma w ogóle wpływu na to, że czytałam ją trzy tygodnie. Nie myślcie, że tak wolno czytam, ale naprawdę się rozkoszowałam tą lekturą i to bardzo mocno.

Nie ma co Sandersona porównywać do innych wielkich Autorów. Już po jednej książce wiem, że będę chętnie sięgać po inne jego serie i nie odpuszczę, aż nie przeczytam ich wszystkich. Nie oszukujmy się, jego książki to zazwyczaj tak wielkie cegły, że możecie poczuć się znużeni tylko gdy na nie patrzycie, ale uwierzcie, że warto się zagłębić w tym świecie. Jest nieprzewidywalny, bohaterowie są ulepieni z tak cudownej gliny, że czujemy się jakby to byli nasi bracia i siostry.
Nasza wiara jest często silniejsza wtedy, kiedy powinna być najsłabsza. Taka jest natura nadziei.
Uwielbiam historie, które nie są zwykłą opowiastką, ale są tak nawarstwionymi spekulacjami i detalami, że dany świat wydaje się autentycznym. Magiczne moce stworzone za pomocą metali, to strzał w dziesiątkę. Wszelkie opisy nie nastręczają problemów i nawet nie zauważycie, gdy będziecie wiedzieć, że właśnie należy spalić cynę z ołowiem, a jeżeli was będzie stać to i atium.

Chociaż mamy tutaj jeden główny wątek, to tak naprawdę jest tu tyle historii pobocznych, że nie mam pojęcia jak to się wszystko trzyma kupy, a jednak. Bohaterów pokochacie od pierwszego wejrzenia, wszelkie pomysły są sypane jak z rękawa, a przede wszystkim, wydarzenia potrafią zaskakiwać, niestety czasem rozrywając nasze serca. To nie jest wesoła historyjka, ale też nie jest przesadnie smutna; podczas jej czytania doświadczycie wszelkich możliwych uczuć, od radości, po złość i kończąc na smutku. Po tej książce można mieć sporego kaca, ale ja mam te szczęście, że kolejny tom już na mnie czeka – bez tej myśli, nie wytrzymałabym chociaż chwili.

To pozycja z rozmachem, fajerwerkami, bitwami, a nawet i zakradł się tu romans. Wszystkiego po trochu, ale w niebywały sposób wyważone i dopasowane. Każdy fan fantastyki będzie zadowolony – tego jestem pewna.
- To jest właśnie ta zabawna sprawa z przychodzeniem dokądkolwiek - rzekł, mrugając do niej. - Kiedy już tam jesteś, właściwie możesz zrobić tylko jedno: wyjść znowu.