Książka to dobro luksusowe


Już na wstępie bardzo trudno odpowiedzieć na te pytania. Wszystko za sprawą tego, że z jednej strony Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i media alarmują, że Polacy czytają mało książek, ba, że wielu z naszej populacji w zeszłym roku nawet nie przeczytało jednej książki, a z drugiej natomiast, sama jestem w tym niszowym kręgu osób, którzy czytają na potęgę. Na ten dzień, 40 osób z was, którzy nie czytają książek, może powiedzieć, że już w tym roku jakąś książkę przeczytało, statystycznie oczywiście. W ciągu prawie trzech miesięcy udało mi się podwyższyć o tyle statystyki na rok 2016.

Bardzo rzadko zdarza mi się podróżować komunikacją miejską. Kiedyś w dawnych młodzieńczych czasach była to moja codzienność. Któż nie uwielbia tego ścisku o poranku i powrotów w godzinach szczytu? Nie mniej jednak moje czytanie zaczęło się zarazem wcześnie, ale nie w pełni. Książki zaczęłam czytać w przedszkolu, w podstawówce biegałam do biblioteki jak szalona, potem jakoś sprawa ucichła, aż do czasów mojej świetności na studiach. Ponownie wkręciłam się w czytanie i do tej pory osiągam dzięki temu niemałą przyjemność.

Jednak wracając do komunikacji miejskiej. Byłam zszokowana tym, że jedynie ja wypełniałam przestrzeń piętnastu metrów autobusu książką. Młodzież i osoby w moim wieku (nie, do młodzieży już zaliczać się nie mogę), były wpatrzone w ekrany smartfonów, oczywiście mogło się zdarzyć, że czytaliby książki elektroniczne, tzw. e-booki, ale jakoś dziwnie ich palec szybko śmigał po ekranie i chyba nie miało to nic wspólnego z czytaniem książek. Trochę mnie to zasmuciło, ponieważ w autobusie usiadłam w takim miejscu, że naprzeciw mnie były drzwi, zatem na każdym przystanku powstawał misz-masz osób wysiadających i wsiadających. Nawet nie wiecie, jak bardzo byłam zdziwiona, gdy to oni zerkali na mnie dziwnym, nieprzystępnym wzrokiem.

Toż to cud! W moich rękach zauważyli książkę i byli wręcz oniemiali. Czułam w środku, że już miał się rozpocząć ten moment, który znamy z dziwnych, czasem dość śmiesznych żartów na temat sytuacji w autobusie, kiedy to wszyscy wstają z siedzeń i wraz z kierowcą zaczynają bić brawo. Tak przynajmniej ja to widziałam w swojej głowie. Ciekawe czy ta sytuacja zapoczątkowała interakcję w ich mózgach, że zaczęli się czuć zażenowani, że to oni nie wpadli na ten jakże hipsterski pomysł zabrania ze sobą książki. Bo pewnie uznali, że ja jej nie czytam, tylko wystawiam się na ten otaczający mnie blask fleszy i multum ukradkowych spojrzeń, dotyczącej makulatury słów zawartych w tym staroświeckim zbiorze.

Czy jesteśmy za bardzo zabiegani by sięgać po książki? Nie wiem. To tylko przykład dotyczący komunikacji miejskiej w moim mieście, ale czułam się wyalienowana z papierową okładką w rękach. Kolejną sprawą jest inna rzecz, która nie daje mi spokoju. Oczywiście też dotyczy czytelnictwa. Mogę chyba napisać, że z ręką na sercu, nikt, dosłownie nikt z kręgu mojej rodziny i znajomych nie czyta książek. Porozmawiać o lekturze mogę wyłącznie z osobami, które poniekąd ze względu na literaturę, poznałam w Internecie i chociaż z niektórymi znam się osobiście, to jednak moja pierwotna grupa, w której powinnam się czuć sobą, sobą być nie mogę. Nie rozumieją mojego zafascynowania dotyczącego książek. Nie cieszą się tak jak ja, gdy mówię im, że pojawi się moje logo na książce, czy moja rekomendacja.

Chyba nawet pani listonoszka nie cieszy się z mojego hobby. Niby dzięki temu ma pracę, ale zapewne wolałaby w swojej torbie trzymać pocztówki, niż grubaśne książki. Ale to ma to też swój plus, przynajmniej kurierzy już wiedzą jak dojechać do mojej zapyziałej dziury, zapewne dzięki temu poznali kawałek nowego świata. Gratuluję im tego osiągnięcia.

Ostatecznie stwierdzam, że czytelnictwo jest znikome. Wszystko dlatego, że gdy wyjdę ze swojej skorupy i spojrzę na to z boku, to dostrzegam pewną zależność. Pomyślcie o tym logicznie. Jeżeli interesujecie się książkami, to widzicie je wszędzie, wasz Facebook jest przepełniony informacjami o nich, strony Internetowe i reklamy również (wiecie, że to są ciasteczka, które poniekąd wskazują drogę, gdzie i w co macie klikać). Osoby, które interesują się grami, mają zapełnione życie elektronicznym światem i oni też klikają tylko w wiadomości, które dotyczą ich zainteresowań. Dlatego wtedy uważamy, że nasze hobby, w odniesieniu do całości, ma się coraz lepiej. Czy jest tak naprawdę? Nie sądzę.

Czytanie książek jest drogim hobby. Wolę nie wiedzieć ile zamrożonych pieniędzy leży u mnie na półkach, bo może się okazać, że za to mogłabym sobie kupić jakiś samochód. Może bez wygód, ale zawsze samochód. Oczywiście od razu powiecie, że są biblioteki, promocje etc. Mówię o nałogowym czytelnictwie, bo jeżeli czytacie jedną książkę na miesiąc, to fakt, na taki luksus raz w miesiącu możecie sobie pozwolić. Temat dotyczący promocji i bibliotek to już zostawię na kiedyś.

Dobra, koniec rozmyślań, idę czytać książkę.

Jeżeli jesteście ciekawi, zerknijcie tu: KLIK - rynek książki w Polsce