Talar Þú norsk? (Ostatnia saga - Marcin Mortka)

Data wydania: 04.11.2015
Liczba stron: 419
Tom: I
Ostatnia saga || Świt po bitwie || Wojna runów
Seria: Trylogia Nordycka
Gatunek: Fantastyka
Całkiem niedawno pisałam o tym, że moje serce szybciej zabiło ze względu na książki dotyczące historii nordyckich. Niewiele więc myśląc, załapałam się również na Ostatnią sagę. O książkach Autora słyszałam, ale przyznam się, że nic jeszcze nie czytałam, aż do teraz. I niestety na samym początku naszego poznania, a raczej mojego poznawania wyobraźni Mortki, nie ułożyło się najlepiej. Ale po kolei:

W wielkim skrócie i nie wdając się zbytnio w szczegóły, jest to historia o splocie losów wikingów i wyznawców Chrystusa. Tyle lub aż tyle.

Uznałam, że nie będę wdawać się w szczegóły w danym opisie, ponieważ właśnie głównie o tym jest książka. I chociaż myślałam, a może wręcz miałam nadzieję, że mnie ta historia pochłonie, to jednak była to katorżnicza wędrówka, istny bieg po szyszkach (wiem, słabe porównanie, ale tak było!). Już teraz jednak zaprzeczę samej sobie, bo pomimo tego morderczego biegu były momenty pełne błogości. Jednak momenty nie wystarczą, by zamaskować ogólne rozczarowanie dotyczące pierwszego tomu Trylogii Nordyckiej.

Możliwe, że jednak to nie jest książka dla mnie. No wiecie, każdy czasem tak ma, że sięgnie po jakąś pozycję, bo myśli o odnalezieniu idealnego gatunku, czy historii. Nie jestem wielką fanką wikingów, Chrystusa i jego ziomków tym bardziej nie trawię, ale połączenie ideologiczne tych dwóch światów wydawało mi się genialne. Pierwszym potknięciem dla mnie był język. I to on podciął moje skrzydła już na samym początku.

Nie jestem znawczynią języka, ale był on nacechowany staromodnie, z wieloma zwrotami z dawnych czasów, które nie oszukujmy się, nie są dla nas zbyt przejrzyste i przystępne. Rozumiem z drugiej strony to, że Autor chciał pokazać kunszt pisarski, w końcu to nie lada wyczyn napisać w takim stylu książkę, ale czy znajdzie się wiele czytelników, których ten język zachwyci? Dodatkowo zostały poczynione wtrącenia słów islandzkich - ja kompletnie do takiego zabiegu nie jestem przekonana. Męczy mnie ciągłe zerkanie w dół strony by móc dowiedzieć się co dane słowo znaczy. A następnie powiedzmy pod koniec powieści, jeżeli dane słowo było użyte i już wytłumaczone, to nie posiada on później tłumaczenia. Proszę mi wybaczyć, ale ja tak szybko nowego języka się nie uczę. Ale to może tylko moja domena.

Język i styl to jedno, ale musi być w tym najważniejsza i jedyna podstawa: fabuła. Przydałaby się mocna i z rozmachem. Niby jest, ale dość mocno rozwleczona i bardzo często nudna. Stąd też właśnie pojawia się moje rozczarowanie.

Ostatnia saga jest ponownym, drugim wydaniem pierwszego tomu, ponieważ została wzbogacona o opowiadanie Smocze nasienie, które jest dobrym dodatkiem, ponieważ już na wstępie możemy się dowiedzieć z jakim stylem będziemy mieć do czynienia w dalszej części. Szkoda również, że tak mało zostało zastosowanych ilustracji w książce. Mi osobiście bardzo przypadły do gustu i więcej proszę! Pomimo wszystko uważam, że to wielki kunszt Autora, by pokazać tak trudny język, wypowiedzi bohaterów stylizowane na inne czasy, czy wykorzystanie w wypowiedziach innego, nieznanego nam języka, to dodatki, które się lubi bądź nie.

Jednak rozczarowanie te nie spisuje książki całkowicie na stratę, ponieważ teraz wiem, że to nie jest kompletnie mój styl, w którym lubię się zagłębiać. To zawsze jakaś cenna rada. A więc czy polecam? Pomimo mojego ciągłego nie, to jednak polecam. Wytrawanym czytelnikom, którzy na pewno wiedzą, że to gatunek dla nich, że to będzie dla nich nie pierwszyzna. Ludzie czytają różne książki, może właśnie ta przypadnie tobie do gustu?

Za tę lekturę dziękuję: Grupie Wydawniczej Foksal