Dolnośląskie
Rowling pod przykrywką (Wołanie kukułki - Robert Galbraith)
Tytuł oryginału: The Cuckoo's Calling
Data wydania: 04.12.2013
Liczba stron: 452
Tom: I
Seria: Cormoran Strike
Gatunek: Kryminał |
W przypadku Wołania
kukułki zastanawia mnie jeden fakt: czy gdybym nie wiedziała, że pod
pseudonimem Robert Galbraith kryję się J.K. Rowling, to czy równie chętnie bym
zagłębiła się w jej treści? Oraz najważniejsze: czy oceniłabym ją tak samo jak
teraz? Szczerze nie potrafię odpowiedzieć na te pytania, bo to jest już chyba
nieodłączna tajemnica każdego książkoholika, ale postaram się w jak
najszczerszy sposób zrecenzować tę pozycję. Przypuśćmy, że nie wiem, kto tak
naprawdę napisał tę pozycję.
Kryminały mają to do siebie, że muszą w swojej historii i
splocie wydarzeń posiadać jakąś cząstkę czegoś niewytłumaczalnego - co będzie
powodowało w nas niepokój, ale zarazem będziemy starać się na własną rękę
znaleźć winnego. Tym razem podążamy z prywatnym detektywem Cormoranem Strikem
po Londynie, próbując rozwiązać tajemnicę, a raczej udowodnić, że samobójstwo
supermodelki Luli Landry wcale nie było samobójstwem.
Pierwsza rzecz, która moim zdaniem wyróżnia tę powieść to
dość sympatyczny, ale całkowicie niezrozumiały dla nas główny bohater –
prywatny detektyw Cormoran Strike. Muszę przyznać, że jego, jak i jego
sekretarkę z przypadku, bardzo polubiłam, z tego względu, że wydali mi się oni…
ludzcy. Dziwnie to brzmi, ale naprawdę muszę stwierdzić, że czasami gdy czytamy
różne książki i poznajemy rozmaitych bohaterów, to bardzo często się
zastanawiamy nad tym: serio? Ktoś w taki sposób się wysławia? Tutaj mamy do
czynienia z prawie zwykłymi ludźmi, ponieważ sam detektyw jak i grono
znajdujące się w świecie show-biznesu wydają się autentyczni. Muszę przyznać,
że jestem tym światem kryminalnym oczarowana.
Oczywiście najważniejsza jest zagadka i jej ostateczne
rozwiązania. Przyznam się bez bicia, że takiego obrotu sprawy się całkowicie
nie spodziewałam, ale ze mnie żaden Sherlock Holmes, więc nie wiem czy jest to
jakiś wyczyn. Powolnymi krokami poznajemy szczegóły, ponoć już rozwiązanej przez
policjantów sprawy, i to właśnie z jednej strony jest takie nużące. Nie
twierdzę, że pozycja jest nudna, co to to nie, ale czasami wydawała się bardzo
monotonna. Szczegóły, czasami były tak małe, że poznawanie ich z tak wielu różnych perspektyw, było męczące. Chciałam wręcz krzyknąć podczas jej czytania: no rozwiąż to
wreszcie Strike!
Umarli mogą mówić jedynie ustami tych, którzy nadal żyją, i za pośrednictwem pozostawionych po sobie śladów.
Czy jest to lekki kryminał? Sądzę, że tak. Jest trochę
poplątany, ale na końcu wszystko wydaje się jawne i klarowne. Rowling musiała w
dość specyficzny sposób podejść do tej historii, bo naprawdę, gdy już zamkniecie
tę książkę pomyślicie: naprawdę? Niemożliwe, by tak małe szczegóły były zarazem tak
znaczące. A jednak. Więc ostatecznie mój zarzut, jakim jest czasami nuda podczas
czytania (ponieważ dialogi ze świadkami potrafią być czasem przydługie) to
jednak osobiście polecam tę historię. Właśnie może ze względu na charakter
wypowiedzi niektórych osób. Podczas jej czytania czuć, gdy ktoś wychował się w
biedniejszej dzielnicy, albo wręcz przeciwnie i jest wielką damulką.
Nie mogę się wręcz doczekać, aż sięgnę po kolejny tom, a
potem następny. Mam nadzieję, że na kolejnym tomie również się nie zawiodę, a
Cormoran Strike mnie jeszcze czymś zaskoczy.
Wyzwanie: Nie zalegam na półce.