Blichtr i etykieta (Rywalki - Kiera Cass)


Ile opinii, tyle sprzecznych spojrzeń na Rywalki. Sama sceptycznie podchodziłam do rozpoczęcia tej serii. Jedni rozpisywali się, że o jacie, ale genialne, a drudzy, że jest nudna i schematyczna. Więc wiecie co musicie wtedy zrobić gdy stoicie na rozdrożu, czy czytać daną książkę, czy nie? Sięgacie po książkę i zachwycacie się nią. Naprawdę nie spodziewałam się, że mi się tak spodoba.

Trzydzieści pięć dziewcząt walczy w eliminacjach wszelkimi możliwymi sposobami, by przypodobać się księciu Maxonowi. Świat podzielony na kasty nie sprzyja w spełnianiu swoich zachcianek, a czasem nawet jedzenia do syta. Jednak to los może sprawić, że wyruszysz w świat blichtru i etykiety. Amerika nie chciała się znaleźć w tym gronie. Jednak gdy poznaje księcia, to już sama nie jest tego pewna, czy opuszczenie pałacu powinno jej zaprzątać umysł.

Tym razem naprawdę mnie nie interesuje, co inni myślą o początku tej serii. Ja szykowałam się na błahą historię, która przecież nie wciągnie mnie w prześciganiu się w dobór sukienek i dodatków. Sama księżniczką nie jestem, a mój makijaż ogranicza się do tuszu do rzęs. Jak jest to więc możliwe, by takie rywalizacje mi się spodobały? Co takiego ta książka ma w sobie, że nie uznałam jej za próżną? Sądzę, że każda z nas skrycie marzy o zastaniu księżniczką.

Podział na kasty, jest już tak obleganym tematem, że gdzie nie spojrzymy taki motyw jest w książkach zawarty. Jednak w tym przypadku, coś urzekło mnie w tej historii i nie mogłam się od niej oderwać. Otworzyłam książkę na pierwszej stronie i nie odeszłam od niej chociażby na chwilę. Ma w sobie ten określony promyk, którego szukam w historiach. Oczywiście znajdziecie tutaj przewidywalne momenty. Tak, America może was denerwować, ale cała otoczka i sposób jej przekazu ma swój urok.

Przed przeczytaniem tej książki byłam przekonana, że w tej lekturze odnajdą się wyłącznie nastolatki. Nic bardziej mylnego. O byciu księżniczką marzy nawet dorosła kobieta. Jestem zwolenniczką historii o prostym przekazie, niesprawiających wrażenia zawiłych i skoncentrowanych na pobudzeniu szarych komórek do wymyślenia. Może to źle zabrzmiało, ale uwielbiam takie lekkie, przyjemne w odbiorze zlepki słów. Nie mogę uznać jej za arcydzieło, ale jednocześnie mogę wam napisać, że skradła moje serce.

Może i będzie tak, że z każdą kolejną częścią będę odczuwała znużenie tym tematem i zawiłościami miłosnymi. Nie przejmuję się tym, bo najważniejsze w odbiorze tej książki jest to, że musicie się zastanowić, czego po niej oczekujecie. Nie chcę oceniać innych osób, ale te, które oceniały ją jako słabą, chyba szukali w niej arcydzieła. Nie każda książka musi być nieprzewidywalna, nie musi przekazywać swoją treścią wyszukanych słów i wyrafinowanego zachowania. Niektóre muszą być dla nas przyjemnością samą w sobie, by dzięki niej się odstresować i wyruszyć w odmęty wyobrażeń, o jakich nigdy byśmy siebie nie podejrzewali. To właśnie jedna z tych książek.