Czegoś tu nie zrozumiałam (Zabójcza sprawiedliwość - Ann Leckie)


Któż z nas nie wierzył pięknym okładkom, zachwycającym opisom znajdującym się z tyłu, a nawet i ślepo podążał za wielkim napisem, który krzyczał do nas znad tytułu. W tym przypadku nie było wcale inaczej, trwałam w wierze, że ten napis zaprowadzi mnie do ciekawej lektury: Bezdyskusyjne najlepsza, jak do tej pory, space opera XXI wieku. Niestety, w moim przypadku trochę mogłabym z tym zdaniem polemizować.

Gdybym przedstawiła wam opis tej pozycji, pewnie wielu z was odeszłoby od czytania tej recenzji raz dwa. Gatunek, jakim jest space opera, po prostu trzeba lubić, by odnaleźć w niej radość z czytania. I już tutaj na wstępie napiszę, że ja uwielbiam takie klimaty; gdzie wkraczamy w świat fantastyki naukowej, podążamy za bitwami międzyplanetarnymi, poznajemy wyobrażenia danych Autorów na temat naszej przyszłości, może i odległej, ale zawsze przyszłości.

W przypadku Zabójczej sprawiedliwości mamy do czynienia z czymś niewyobrażalnym, ponieważ poznając imperium Radch, mamy wgląd w funkcjonowanie władcy jakim jest Anaander Mianaai, który jest wszechwiedzący i znajduje się jednocześnie w tysiącach ciał. Jednak głównym wątkiem, który znajduje się w tej pozycji to historia Breq, która jest cząstką sztucznej inteligencji w ludzkim ciele i szuka zemsty.

Musicie przyznać, istna kołomyja myśli, dotycząca szeregu sztucznych inteligencji, która dla nas, jest dość niezrozumiała. Moim zdaniem, jeżeli któryś z Autorów stara się nam przedstawić świat jakiego nie znamy, musi to zrobić w sposób szczególny, ponieważ nie mamy po prostu wiedzy na temat wymyślonych przez niego nazw, czy systemów rządzących danym światem. Właśnie tutaj tego zabrakło. Musze przyznać, że Pani Leckie miała bardzo genialny pomysł na przyszłość, możliwe, że już niekoniecznie naszą. Czytałam tę pozycję ponad tydzień, co dla mnie było po prostu męczarnią. Odkładałam książkę po kilkunastu stronach, ponieważ nie potrafiłam jej odpowiednio przetrawić. Wszystko wydawało mi się zawiłe i niezrozumiałe.

Jeżeli występuje sytuacja, że w książce jest przedstawiony słoń, a ja tak naprawdę nie mam możliwości, by wiedzieć kim lub czym jest ten słoń, to chciałabym się o tym dowiedzieć zaraz po tym, jak został on ukazany w treści, a nie po kilkudziesięciu stronach. Przykład słonia może i jest dość ekscentryczny i śmieszny, ale tak właśnie najlepiej wytłumaczyć wam mankament tej historii. Naprawdę po bardzo wielu stronach zaczyna nam się powoli klarować dana historia, na tyle, byśmy mogli czerpać z niej przyjemność. Chciałoby się wręcz napisać, że niewprawieni w boju czytelnicy, rzucili by tą książką w kąt na samym początku.

Wielkim problemem było również określeni płci bohaterów. Po przeczytanej pozycji nie mam kompletnie pojęcia, czy jest jakiś schemat na to, by jasno wam przedstawić tę sytuację, a dodatkowo, nie mamy szans by to zrozumieć. Wszystko ze względu na rasy, gdzie czasem nie są rozróżniane płcie, więc powstaje istna kołomyja. Gdy czytamy, że zawód, który wykonuje dana postać, jest kobiecy, to tak też tą osobę postrzegamy, a potem ku naszemu rozczarowaniu gówna bohaterka zwraca się do niej per on. Rozumiem, że jest to zabieg celowy, by ukazać nam kompletnie inne postrzeganie świata, ale dla czytelnika jest to niezrozumiałe i czasem sprawia, że patrzymy na to sceptycznym okiem.
– Jesteś bardzo ufny – powiedziałam, zgadując „rodzaj męski” – skoro pozwoliłeś takiemu biedakowi – wiedziałam, że Seivarden jest płci męskiej, to było łatwe – zaciągnąć taki dług. – Szynkarka nie odpowiedziała. 
Są również plusy, które mniej więcej równoważą moje zarzuty. Dla mnie odkryciem było ukazanie funkcjonowania serwitorów, którzy są ludzkimi częściami statków kosmicznych. Dość niecodzienny pomysł, który dodatkowo pobudził moją wyobraźnię. Również należy tutaj zaliczyć część psychologiczną tej historii. Wkraczanie w psychologię i uczucia, które towarzyszą głównej bohaterce, pozwala nam na dostrzeżenie jej przemiany i wraz z nią kształcimy się w sprawie szeroko pojętego dobra i zła. 

Właściwa akcja, która zaczyna w nas zasiewać zaciekawienie, pojawia się dość późno. Dlatego właśnie nie jestem w stanie polecić tej pozycji każdej osobie. Moim zdaniem osoba, która powinna sięgnąć po tę pozycję, to wytrawny wyjadacz fantastyki, który lubi się pławić w międzygalaktycznych wojnach, czy nowych i szokujących rozwiązaniach dotyczących naszej przyszłości. Czy jest dużo takich czytelników? Sądzę, że nie.

Za tę lekturę dziękuję: Wydawnictwu Muza