Bo grubasem nie trzeba być przez całe życie (Szkoła latania - Sylwia Trojanowska)


Naprawdę nie wiedziałam jak podejść do tej pozycji, czy potraktować ją osobiście, czy wręcz przeciwnie i spojrzeć na nią przychylnym okiem, bo w końcu to powieść obyczajowa? Zapewne zastanawiacie się, dlaczego miałam i mam zamiar nadal ją potraktować osobiście, to wszystko dlatego, że sama jestem pulpetem, więc wiem z czym wiąże się takie życie.

Katarzyna Laska to dziewczyna, która gdy tylko patrzy na swoje nazwisko, to wie, że cały świat chce się jej zaśmiać w twarz. Jak to możliwe, że osoba z takim nazwiskiem, jest po prostu rasowym pulpetem? Czy uda jej się zrzucić swój balast i dodatkowo podreperować swoje życie?

Z takimi książkami jest tak, że gdy dotykają problemów konkretnego czytelnika, to nie ma możliwości, by życia głównej bohaterki nie przyrównać do własnego i się z nim nie skonfrontować. Moja konfrontacja polega na tym, że nie należę do elity chudych lasek, nie ubieram się w modne ubrania, wszystko ze względu na „zbędne” kilogramy, których mam po prostu w nadmiarze. Właśnie to sprawiło, że zachowania Kasi były dla mnie nielogiczne, czasem dość chaotyczne, a przede wszystkim niezgodne z prawdą życiową z jaką obcuje pulpet.

Wiem, że każdy z nas jest inny i inaczej podchodzi do wszystkiego. Kaśka jest bohaterką tragikomiczną, ponieważ z jednej strony zdaję sobie sprawę ze swojej nadwagi, ale ciężko jej przejść przez etap odchudzania. Fakt, zgadzam się z tym, że nie jest to proste, bo gdyby tak było, to już byłabym szczupła jak szprycha w rowerze. Ale nikt mi nie powie, że za pomocą dotknięcia czarodziejskiej różdżki, osoba otyła jest w stanie diametralnie zmienić swoje życie. Zawsze zdarzają się potknięcia, ani nie jest możliwe, by nagle przestawić sobie proces myślowy w głowie ot tak. A właśnie takie zagranie zaserwowała nam Autorka.

Brak w tej historii, w szczególności na początku, wytłumaczenia zachowania, ukazania procesu myślowego i co tak naprawdę doprowadziło do całej tej sytuacji. Oczywiście znajdziemy informację o tym, jakimi sposobami Kaśka doprowadziła siebie do zaniedbania. Ale proszę mi wybaczyć, jeżeli pożera ona szklankę cukru i inne niezdrowe rzeczy, kompletnie nie zwracając uwagę na warzywa i owoce i dodatkowo jeżeli ten proces trwa całe życie, to nie jest możliwe, by cyferki na wadze ukazywałyby ok. 100 kilogramów. Byłoby to znacznie więcej.

Może widzę w Kaśce odrobinę siebie, i nikt mnie w życiu nie przekona, że jedna rozmowa jest w stanie zmienić to, że osoba, która nigdy nie ćwiczyła, nagle odczuwa z tego powodu satysfakcję. Jest to dla mnie nielogiczne i zbyt wyidealizowane podejście. Ale mogę się mylić i to tylko ja mam, kolokwialnie pisząc, zryty beret.

Kolejną sprawą jest miłość, która się pojawia na łamach tych stron. Ponownie dostrzegamy owe mydlenie oczu, i jednoczesne zagranie Autorki, by stworzyć z niej historię o wielkich uczuciach i barwnie opisanych dialogach. No ja was proszę, czy naprawdę mężczyzna, jest w stanie pisać takie epitety i tak uzewnętrzniać swoje uczucia, niczym poematy Romea do Julii? To nie jest prawdziwe życie.

Sposób odchudzania jest ukazany genialnie, może jest to sprawka Autorki, która jest personalnym trenerem, więc czuć w powieści ten dar przekonywania do zdrowego jedzenia, czy aktywności fizycznej. Można by uznać, że odrobinę Pani Sylwia zaszalała, ukazując tak szybki proces chudnięcia głównej bohaterki, ale nie wiem, nie znam się, to się nie wypowiem w tym temacie. Książkę można by podzielić na dwie części, pierwsza jest utożsamianiem się z problemem otyłości i próbą walki z wrogiem, a kolejna to wątek miłosny. W tej drugiej zabrakło mi przeplatania uczuć, z ową walką redukującą kilogramy, ale to może być wyłącznie mój zarzut.

Niemniej jednak podchodząc do tej historii z innej strony, można dostrzec w tym debiucie potencjał, jakim jest wplatanie różnych wątków i ukazywanie ich w niezwykły sposób. Znajdziecie tutaj musztrowaną miłość między małżeństwem, damskich bokserów, czy szykanowanie grubasów w szkolnych ławkach. Tak, grubasów, bo trzeba to nazwać po imieniu i dopiero gdy człowiek sam sobie powie, że jest grubasem, wtedy i tylko wtedy, jest w stanie rozpocząć drogę ku odchudzaniu. Jednak te wątki nie są wykreowane genialnie, ponieważ Autorka podeszła do nich odrobinę po macoszemu, ale kto wie, może rozwinie je w kolejnym tomie.

Pomimo wszystko, historię czyta się za jednym tchem i może nie jest ona genialna i nie przedstawi wam uniwersalnego sposobu na odchudzanie, to jednak ma w sobie potencjał. Ten potencjał wiąże się z próbą ukazania człowieka otyłego, który w pewnym momencie chce zerwać swoją skórę, a jak wiadomo, przy dodatku miłości człowiek jest w stanie schudnąć jeszcze bardziej. Jeżeli poszukujecie więc książki, która jednocześnie wpasowuje się w ramy obyczajówki, okraszonej pewnym rodzajem rodzącej się miłości, to zdecydowanie jest to pozycja dla was. I zwracają uwagę na moje zarzuty, których jest pełno w tej recenzji, to musicie zadać sobie pytanie: jeżeli w waszej rodzinie, mielibyście styczność z alkoholizmem i przemocą w rodzinie, to czy książki opisującej takie wydarzenia nie traktowalibyście dosłownie i jednocześnie nie przyrównywalibyście jej do waszej rzeczywistości? No właśnie…

Za pozycję dającą nadzieję na chudsze jutro dziękuję : Wydawnictwu Videograf