Cichowlas Robert
Witamy w Morwanach (Miasteczko - Robert Cichowlas i Łukasz Radecki)
Gdy tylko ujrzałam nazwisko Pana Łukasza na okładce, nie mogłam się powstrzymać przed tym, by nie zgarnąć takiej perełki dla siebie. Po BHO miałam wygórowane oczekiwania wobec tej pozycji i dodatkowo nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że i tym razem się nie zawiodę, a flaki będę się wałęsać po moimi nogami. Nie chcę skłamać, ale chyba pierwszy raz miałam styczność z książką, która została stworzona przez dwóch Autorów. Kompletnie nie wiedziałam, co z tego może wyjść. Jak to możliwe, by dwie osoby były w stanie stworzyć jedną spójną treść? Ale ponoć co dwie głowy, to nie jedna.
Tytułowe Miasteczko to Morwany, znajdujące się pośrodku
lasu. Sama podróż do tego miasta jest nie lada wyczynem. Dla osób, które chcą
odciąć się całkowicie od świata, to miejsce idealne – tak stało się w przypadku
Marcina, który wyruszył na „wakacje” wraz ze swoją żoną, by przemóc swoją
niemoc w napisaniu kolejnej książki. Jak to bywa z nami Polakami, nigdy nie
zwracamy uwagi na szczegóły, które zwiastują nadchodzące niebezpieczeństwo.
Bardzo rzadko zdarza mi się sięgać po literaturę grozy,
oczywiście jednocześnie zaznaczając, że uwielbiam się pławić w takich tematach.
Uczucia, które towarzyszą mi podczas czytania takich pozycji, są nie do
opisania, ponieważ nie należę do większości osób, które po takiej lekturze,
będą bały się wyjść z pokoju ze zgaszonym światłem. Jednak wracając do Miasteczka, nie spodziewałam się aż tak
dobrej historii, którą będę pochłaniać w zastraszającym tempie.
Wierzenia słowiańskie, przez Autorów tej pozycji nie są
traktowane po macoszemu. Jest wypełniona nimi aż po brzegi i to sprawia, że tak
mile była przeze mnie odebrana. Nie znajdziemy w nich hollywoodzkich mar,
zagranicznych zagrań, tylko właśnie osiądziemy wraz z bohaterami w Morwanach i
będziemy tylko marzyć o tym, by się z niego wyrwać.
Jednocześnie muszę zaznaczyć, że osoby o słabych nerwach nie
mają czego szukać w tej lekturze. Słowiańskie wierzenia połączone są tutaj z erotyką
i opływającą w gore. Autorzy nie oszczędzają swoich czytelników, potrafią w
dosadny i niezwykle obrazujący sposób przenieść nas do strefy mroku, czy ukazać
masakrę wywołujące ciarki na karku. Zakończenie to już inna historia, ponieważ
nie będziecie się spodziewać takiego obrotu spraw.
Autorzy przemycili w tej historii nawet zagrania rynku
wydawniczego i wspomnianą już przeze mnie niemoc twórczą. To była miła odmiana
i czuję w głębi, że wszelcy Autorzy muszą spotykać się z takimi sytuacjami nie
raz, a nawet i nie dwa. Potrafili również ukazać bohaterów w sposób
realistyczny, co jednocześnie wpływa na nas tak, że niektórych z nich zaczyna
nam być żal. Nikt, dosłownie nikt nie chciałby się znaleźć na ich miejscu. A
zdecydowanie nie ja. Jednak poruszanie się między wyobraźniami Autorów, było
miłym doświadczeniem czytelniczym i wiem, że do książek Pana Łukasza i Roberta,
będę podchodzić ochoczo, gdyż mają niezwykły talent do spowijania nas
czytelników w łańcuchach grozy.
Za tę dawkę grozy dziękuję: Wydawnictwu Videograf
Książka przeczytana w ramach akcji: Polacy nie gęsi i swoich Autorów mają