Wielkie rozczarowanie (Liwia i magia. Nasturcja - Zuzanna Dominika Andrzejewska)


Ileż to słyszało się historii o wybrańcach, którzy muszą uratować świat i tylko oni są do tego zdolni. Nie mam nic przeciwko takim pomysłom, bo przecież gdzieś tam z tyłu głowy, sama chciałabym być bohaterką. Tylko czasem trzeba ubrać takie wydarzenia i dane postacie w dobrze wyselekcjonowane słowa i wtedy może, ale tylko może, uda się stworzyć coś niby nieszablonowego.

Licealistki ratują świat!
Liwia i jej przyjaciółka Amelia stają w centrum walki o władzę, którą na Ziemi toczy ze sobą książęca rodzina przybyszów z magicznej planety o nazwie Nasturcja. Dziewczyny, zanim rozpoczną naukę w maturalnej klasie, czeka wielki egzamin z odwagi, lojalności, a także z uczuć, bo Nasturcjanie, choć nie są z naszego wymiaru, potrafią zakochiwać się jak ludzie. Szykuje się więc szkolny romans w stylu fantasy – po prostu nie z tej ziemi.

By było miło, może zacznę od tych dobrych rzeczy? Mogę tutaj zaliczyć okładkę i wydanie, bo naprawdę jest genialne. Lekki papier, skrzydełka i czerwień wyróżniająca się na tle innych książek. Nie znalazłam podczas czytania błędów, więc i tutaj należy się plus, a przecież trzeba pamiętać, że jest to debiut. I powinniśmy zwrócić uwagę również na Nasturcjan, są oni ciekawym bytem, może i są trochę kosmiczni (w końcu są z innej planety), ale właśnie o nich czytałam najchętniej. I na tym moje dobre słowa się wyczerpały niestety.

Zacznijmy od opisów, często jest tak, że są zbyt szczegółowe, a co za tym idzie; rozległe. Pierwsze kilka stron jest niemałą katorgą, ponieważ musimy dopasować styl Autorki i nastroić odpowiednio do niego nasze myśli. Po wielu przeczytanych debiutach, to sądzę, że właśnie dla laików początek jest najważniejszy. Tutaj niestety nie zachęca on do sięgnięcia dalej w głąb. Ale nie poddawajmy się, kroczymy dalej.

Liwia i Amelia, a chyba raczej powinnam napisać Amelka, są licealistkami, więc chyba logiczne, że my, jako czytelnicy, oczekujemy, że będą odrobinę dojrzałe. Może za bardzo się doczepię, ale nie pasowało mi, zwracanie się Liwii do Amelii zdrobnieniem. Gdy tylko zerkałam na imię Amelka, przed oczami miałam małą, bezbronną dziewczynkę. Dialogi są bardzo sztywne i kompletnie nie pasują do wieku bohaterów. Skoro książka skierowana jest do nastolatków, to przecież oni dobrze wiedzą jak się wysławiają, a jednak w książce jest to nad wyraz dziecinne, a w niektórych momentach wydali się oni zbyt dorośli.

Każdy uwielbia sielankowy żywot, jednak gdy bohaterki, raz dwa, bez zbędnego przygotowania do walki, w pierwszym starciu pokonują tych złych, to sami wiecie co ciśnie się na usta. Miałam wrażenie, że Autorka stara się zbytnio wyidealizować tę historię, co w moim odczuciu, źle wpłynęło na odbiór tej pozycji. Nie wiem kompletnie dlaczego, ale czytając tę historię miałam wrażenie, że są to Czarodziejki z księżyca. Ale to tylko moje subiektywne spojrzenie, że gdzieś tam, w tej magii, są właśnie podobieństwa.

Dodatkowo, jeżeli wiemy, że czeka świat zagłada, to nie pasuje mi nagle to, że bohaterki wybierają się na bal i o wszystkim zapominają. Chyba wolę tych wybrańców, którzy muszą porzucić swoje dawne życie, by uratować świat.

Czy polecam? Chyba nie. Brak błędów, piękna okładka i zamysł, nie może być dla mnie wyznacznikiem dobrej lektury, którą mogłabym wam polecić. 

Za tę lekturę dziękuję: Warszawskiej Firmie Wydawniczej