Gra o tron – George R.R. Martin

Dam dam daradamdam daradamdam daraaadaaam. Czy już ten mały wstęp, ukazujący moje zdolności muzyczne, coś wam mówi? Tak, Pieśń Lodu i Ognia dotarła i do moich uszu, jak i oczu i do tej pory nie daje o sobie zapomnieć. W moim przypadku na początku było to jedynie zafascynowanie serialem, ale jako osoba, która uwielbia pławić się w książkach, przekonałam się i do tego, by sięgnąć po książki Pana Martina. I jak zapewne sądzicie, zakochałam się po uszy. Chociaż jak to bywa w miłości, czasem nadchodzą te gorsze chwile, gdy ukochanemu trzeba wyrzucić, co zrobił źle.

Gra o tron dopiero się rozpoczęła, a końca nie widać, spiski rozgrzewają do czerwoności, a ziemia powoli zostaje skuta lodem, gdyż jak mawiał Eddard Stark: zima nadchodzi. I w tym wypadku się nie mylił.

Seria Pieśni Lodu i Ognia ma swoich zwolenników jak i przeciwników. Ja zaliczam się do tej pierwszej grupy i muszę przyznać, że dobrze się z tym czuję, bo Pan Martin naprawdę stworzył świetną historię. Można by go wrzucić do wora wielkich twórców, pfu raczej ustawić go na piedestale czołowych twórców fantastyki. Wykreował on taki styl, że nie sposób mu nie bić brawa, gdyż w czterech literach ma swoich czytelników i tworzy kontrowersyjną serię, pełną bólu, cierpienia i zaskakujących zwrotów akcji. Czego tak naprawdę więcej byście chcieli? Wszystko w tej historii jest na swoim miejscu (no może poza tym, że gdy zaczynamy darzyć uczuciem danego bohatera, to wiemy, że za niedługo umrze). Ma to jednak swoisty urok, bo twórczość i wyobraźnia Martina nie ma granic i za to mu dziękuję.

Jak już wcześniej wspomniałam, moja przygoda rozpoczęła się od serialu i uważam, że był to dobry wybór. Ponieważ dzięki temu, gdy czytam zlepki kolejnych zdań potrafię przywołać sobie w pamięci twarz danego bohatera, bo musicie uważać, ilość i mnogość bohaterów o podobnych imionach jest zatrważająca i dla zwykłego laika jest tego po prostu za wiele by móc się rozeznać w historii. Nie mniej jednak Autor ma lekkie pióro i potrafi dzięki wyrazom wykreować tak znaczące i wyróżniające się postacie, że zapadają one na dłużej w pamięci.

Osobiście posiadam własnych faworytów książkowych i to te rozdziały czytam najchętniej. Do tych osób należą Arya (najmłodsza córka Eddarda) i Daenerys Targaryen. To dwie postacie i w dodatku kobiece, wyróżniają się na tle tej historii, ale co ja plotę, tutaj każdy jest wyjątkowy.

Chociaż czytanie pierwszej części trochę mi zajęło, to uważam, że to nie jest czas stracony, ja po prostu się nią delektowałam i dawkowałam ją w odpowiedniej dawce, by moje serce nie pękło na pół. Jeżeli uwielbiacie fantastykę, to naprawdę musi być to pozycja, którą należy przeczytać. Zapamiętajcie również to, że to nie jest to historia na jeden wieczór, bo któż by przeczytał 777 stron w jeden dzień? (No cóż, jakiś świr by się znalazł)

Mam nadzieję, że to ponadczasowa opowieść fantastyczna, która będzie się cieszyć ogromną popularnością, nawet wtedy, gdy serial zakończy swoją żywotność, lub gdy kiedyś w przyszłości seria zostanie zakończona, gdyż jak na dzień dzisiejszy mamy możliwość rozciągnięcia przyjemności na pięć tomów, a dalsze się piszą… taką mam przynajmniej nadzieję.