Ostatnia spowiedź cz. III – Nina Reichter


Spotkanie z ostatnią spowiedzią, było dość niecodziennym spotkaniem, ponieważ po przeczytaniu drugiego tomu uznałam, że do trzeciego na pewno nie dotrę, bo sądziłam, że niczego nie stracę nie dowiadując się, czego dotyczy tytułowa ostatnia spowiedź, jakże wielce się myliłam.

Prawie na wstępie, musiałabym również zastrzec, że nie rozumiem, dlaczego wokół tej serii jest tyle szumu oraz co w niej jest takiego pięknego, że inne osoby uważają ją za arcydzieło. Fakt, miłość między Aly a Brandinem jest iście filmowa, można by nawet pokusić się o napisanie słowa, że to muzyczna miłość. Moim zdaniem cały fenomen polega na tym, że któżby nie marzył o miłości jak z bajki? Sama w dawnych czasach durzyłam się gwiazdach filmowych, czy muzycznych. Jakże to musiałoby być piękne spotkanie i jeszcze bardziej, jaka cudowna historia. Jest jednak jedno „ale”. Tym „ale” właśnie zajęła się Nina Reichter, która postanowiła nam przedstawić, że z taką miłością nie ma żartu.

Pani Nina ma w sobie zalążek, który mogłabym określić, jako rozpruwacza. Może to dość obsceniczne nazwanie danej sytuacji, lecz potrafi ona po prostu zepsuć wszystko. Już myślimy, że związek obojga już jest na prostej, a tutaj znów ściana, której nie da się przejść, a omijanie jej nie ma w sobie dużo plusów. Po prostu czasem podczas czytania tych perypetii, dochodziłam do wniosku, że to wręcz niemożliwe, by pod nogi było rzucane aż tyle kłód. Ale co ja tam mogę wiedzieć o miłości z tabloidów.

Kiedy przyznajesz się do czegoś przed kimś, wie o tym jedna osoba. Kiedy musisz się przyznać przed samym sobą, masz wrażenie, że wiedzą o tym wszyscy.

Te książki, można kochać, lub nienawidzić. Miłość do nich może wiązać się z tym, że zazdrościmy temu związku, lecz zarazem nienawiść również się do tego nawiązuje. Lecz nie można Autorce zarzucić, że nie potrafi ona napisać, czegoś wciągającego. Ponieważ nawet mnie, ta historia wciągnęła i przeczytałam ją w jeden dzień. I gdy nagle teraz zdaję sobie z tego sprawę, to zaczynam się głowić, dlaczego nie spodobała mi się bardziej?

Mogę śmiało stwierdzić, że trzecia część jest najlepsza w całej trylogii, jest zaskakująca i nieprzewidywalna. A to, ogromny plus, ponieważ czy jest jeszcze możliwość by czymś zaskoczyć czytelnika? Widocznie Pani Ninie udało się to znakomicie. Może i stworzona miłość nie jest sielankowa, chciałoby się wręcz napisać, że taka miłość nie ma prawa bytu. Więc jeżeli chcecie przekonać się, jak w perfidny sposób zaskoczyć czytelnika, to musicie sięgnąć po tę kontynuacje, a zarazem ostatni tom.
Ale ja przy tobie już nie boję się wieczności.

Najśmieszniejsze dla mnie jest to, że na serwisie Lubimyczytac.pl, gdy spojrzycie na opinie (których trochę się pojawiło), to pierwsze kilka stron to opinie, które zachwalają daną książkę. Posiadają one niezliczoną liczbę „plusów”, a te, które krytykują książkę, mają po kilka „plusów”. Przypadek?