Mężczyzna z tatuażem - Jack Sharp



Gdy sięgamy po opis książki, czasem nie mamy pojęcia, czego możemy się po niej spodziewać. W szczególności, gdy znajdujemy zapis, że „tu liczy się tempo akcji”, już te parę słów zachęciło mnie ogromnie do przeczytania jej. A już mogę Wam zdradzić, że opis nie jest przekłamany, książka wciąga od pierwszej strony.
Dziennikarz Paul Lemaitre wygrał wycieczkę do Portugalii, nie spodziewał się, że podczas tej wyprawy, będzie świadkiem morderstwa, a kolejne wydarzenia spowodują, że jego zawód będzie krzyczał, by wziął sprawę w swoje ręce. Gdy coraz bardziej zagłębia się w tę sprawę, nie ma nawet pojęcia, w jaką sytuację wdepnął, gdyż zapuszcza się on w wydarzenia, sięgające drugiej Wojny Światowej, połączonej z Watykanem.

Zdecydowanie jest to niebezpieczna książka, zarówno dla Paula jak i dla nas czytelników, gdyż cała otoczka wokół, której toczy się historia, jest niesamowicie wciągająca, dająca do myślenia, a my mamy tylko ochotę wykrzyczeć: Uważaj! Autor wszystko odpowiednio nam przedstawił, na samym początku zaszczepia w nas niepewność, a później stosunkowo odkrywa przed nami karty tej historii. Lecz nie myślcie, że nie natrafimy tutaj na ślepe zaułki, często myślimy o tym, że to chyba sprawa, której nie ma możliwości rozwiązać. Jednak główny bohater brnie dalej.

Bardzo podobał mi się zamysł, że książka sięga tak odległych czasów, połączenie nękania żydów z kościołem, jest zdecydowanie zaskakującym połączeniem, który u nie jednego czytelnika, może zasiać niepewność. Nie znajdujemy tutaj nudnych opisów, ckliwych romansów, po prostu podążamy wraz z głównym bohaterem ścieżką poszlak, które są dość nietypowe, i gorąco Paulowi kibicujemy, by mógł zakończyć tę sprawę.
„Nie miał po co żyć. Chciał umrzeć i być z Veronique. Być tam, gdzie ona. Sam nie wiedział gdzie. Był ateistą. Nie wierzył w piekło i niebo, ale sądził, że istnieje coś po śmierci, no bo przecież to beznadziejne życie nie może się skończyć tak kretyńsko.”
Powieści sensacyjne mają to do siebie, że potrafią być schematyczne, a tu jednak pan Jacek zaskakuje czytelnika na każdym kroku, co chwile wymyślając nową nietuzinkową poszlakę, i to w dodatku, która sprawia, że Paul musi podróżować na różne kontynenty. Lecz nie myślcie, że będą tu uwzględnione opisy miejsc, w których aktualnie z bohaterem się znajdujemy. Tutaj po prostu na to nie ma czasu, tu liczy się akcja, która mknie coraz szybciej, coraz sprawniej, aż w pewnym momencie należy przystanąć by nabrać odrobinę oddechu.
„W tym bezpiecznym świecie panuje prawo, a wszelkie występki są karane. Mój świat był inny. W moim świecie, prawo nie istniało. Istniała za to jedna prosta zasada: zabij, żeby nie być zabitym.”
Niektórzy w tej lekturze dostrzegają pewną wadę, jaką jest stosowanie przypisów. Przyznam, jest ich dość dużo. Znajdziemy przypisy tłumaczenia słów takich jak: Garou, Legia Cudzoziemska, papier czerpany, Porto czy Synagoga, fakt, może niektóre z nich są na wyrost, lecz niektóre są bardzo sprawnym dodatkiem. W szczególności, jeżeli chodzi o takiego laika historycznego jak ja. Może na mnie nakrzyczycie, ale ja np. nie wiem, co to Legia Cudzoziemska. Sądzę więc, że jeżeli któryś z czytelników, wie co to za słowo, wie o czym czyta, to nie sprawdza, co autor zapisał w przypisie, a dla takich jak ja, jest to dobry kawałek wiedzy.

Osoby, które lubują się w takich historiach, które uwielbiają kroczyć za poszukiwaniem kolejnych wskazówek, ciekawej intrygi i niezwykłej książki, która pochłania Cię w całości, to polecam ogromnie, bo warto czasem przeczytać taką historię, nawet gdy jesteście fanami fantastyki takimi jak ja.