Jaguar
Zabić cień - Katherine Quinn
Tytuł oryginału: To Kill a Shadow
Liczba stron: 464
Data wydania: 13 listopad 2024 r.
Seria: Kraina Mgieł
Tom: 1
Mało jest książek, które w mojej ocenie zasługują na tą najwyższą. Nawet nie wiecie jak bardzo się zdziwiłam, gdy Zabić cień właśnie taką zdobył. Piętnasta książka w mojej karierze czytelniczej dostała dziesiątkę i wcale się tego nie wstydzę i chociaż wiem, że w oczach innych może mieć jakieś mankamenty, to ja po prostu przepadłam i zdecydowanie staję się fanką Katherine Quinn.
Tak jak wspomniałam: wiem, że można zauważyć w niej pewne minusy, jak powielanie niektórych motywów, które już gdzieś czytałam. Przemiana bohaterów i ich motywy do działania, które czasami są wyrwane z kontekstu rozwoju postaci. Jednak to jest nic, za to jest w niej tyle plusów i motywów, które właśnie Zabić cień mi uświadomiło, że kocham, i spowodowało to tylko, że ta listopadowa premiera, ląduje na podium najlepszych książek, które przeczytałam w 2024r.
Co więc w niej jest takiego, że przyciąga mnie do siebie jak magnes? Zdecydowanie mrok, a raczej cień, który snuje się w tej opowieści, cały świat i rządzony nim mrok jest przemyślany i wlewa się w mój umysł niepostrzeżenie, po prostu żyłam tą historię od momentu gdy przeczytałam pierwszą stronę. Początkowa część, która poświęcona jest szkoleniu - no nic nie zrobię, uwielbiam taki motyw, a jeżeli do tego dochodzi brutalność, to już jestem kupiona. Motyw wybrańca również jest poprowadzony w wyważony sposób i miałam wrażenie, że nie wybijał się na pierwszy plan, a rozwikłanie całej zagadki, no cóż - nie sądzę, że jesteście na to gotowi.
Muszę wspomnieć również o romansie, który u mnie powodował szybsze bicie serca, ale najlepsze jest w tym to, że nie jest to powieść powyżej osiemnastego roku życia i to mnie najbardziej zszokowało, bo autorka swoimi słowami dała mi uwierzyć w realność tych uczuć. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek tak związałam się z bohaterami danej książki.
Epickie romanstasy, podczas czytania odczuwałam w nim - połączenie Sandersona, Kinga, Kristoffa. Po prostu zbieram szczękę z podłogi i mam ochotę na więcej. Myślę, że to świetnie dopracowana historia, o przeciwnościach losu, o wybrańcach, którzy czasem muszą porzucić wszystko, a samo zakończenie rozdarło mi serce na kawałki i mam nadzieję, że długo nie będę musiała czekać na kontynuację, bo w sumie nie wytrzymam z tych emocji.