Dwór gór wysokich - A.K. Mulford


Tytuł oryginału: The High Mountain Court
Liczba stron: 366 
Data wydania: 03 lipiec 2024 r. 
Seria: Królestwo Okrith 
Tom:

Wszystko wskazywało na to, że Remy była jedyną czerwoną czarownicą, która przeżyła i nie straciła wolności. Trzynaście lat temu okrutny Król Północnego Dworu podbił jej ojczyznę, Dwór Gór Wysokich, i bezwzględnie wymordował całą rodzinę, a następnie wyznaczył nagrodę za głowę każdej czerwonej czarownicy, której udało się uciec. Od trzynastu lat każdy dzień przynosił Remy strach. Czarownica musiała się ukrywać i uważać na każdy swój krok. Chciała przetrwać.

Tamtego dnia wszystko się zmieniło, została zdemaskowana. Próba ucieczki na nic się nie zdała. Pięknooki młodzieniec jednak jej nie zabił. Przedstawił się jako Hale, Książę Wschodniego Dworu. Nie potrzebował jej śmierci, szukał tylko pomocy. Hale postanowił ustrzec swoją krainę przed losem upadłego Dworu Gór Wysokich. W tym celu musiał pokonać Króla Północy. Aby to zrobić, potrzebował magii czerwonej czarownicy.


Dość niepozorna książka wpadła mi w ręce i chociaż nie miałam z nią większych nadziei, przyznam, że po skończonej lekturze jestem nią w pewien sposób oczarowana.

To tylko gra, przypomniała sobie. To gra bez szczęśliwego zakończenia. Ale i tak chciała nadal w nią grać, bez względu na konsekwencje, ponieważ czuła się tak dobrze w jego orbicie. Jeśli ma ujść z tego z życiem, będzie musiała trochę zmądrzeć.
Dobrze wiecie, że do fantastki nie trzeba mnie przekonywać, w tym wypadku nawet pokusiłabym się o zaklasyfikowanie jej do romantasy, a tutaj moje uczucia są dość różne. Staram się wtedy podchodzić z dość długim kijem i kilka razy dobrze się zastanowić czy na pewno takiej lektury potrzebuje w życiu. I to nie dlatego, że nie lubię tego gatunku, w sumie go uwielbiam, ale bardzo łatwo jest się nim sparzyć. Jednak Dwór gór wysokich postawił wysoko poprzeczkę i cieszę się, że po nią sięgnęłam.


Historia tutaj zawarta jest popularna i już dość powielana w tym nurcie, nie chodzi, że nie ma w sobie niczego nowatorskiego, tylko główna bohaterka jest w stylu: już gdzieś to czytałam. Remy stara się być z jednej strony nieszablonowa, ale z drugiej strony chce żyć w cieniu, niby stoi na granicy różnych zachowań, gdzie zarzeka się, że nie jest nikim wyjątkowym, a jednocześnie jak odkryjecie jej tajemnice (oj na pewno nie będzie to jedna) to naprawdę będziecie zbierać szczękę z podłogi. Ale co tu dużo pisać, polubiłam się z nią i nie wiem czy jest to jedynie składowa jej stworzonego charakteru czy może pióro A.K. Mulford jest naprawdę dobre.


Nie spodziewałabym się, że połknę tę książkę w jeden dzień. Jak tylko otwarłam ją na pierwszej stronie, nie mogłam się od niej oderwać. Królestwo Okrith mnie opanowało od pierwszego zdania, od bohaterów, którzy zapadają w pamięć i wcale nie muszą być pierwszoplanowi, do zakończenia, które powoduje, że chciałabym przeczytać drugi tom jak najszybciej.


Muszę wspomnieć również o wątku romansu, był dla mnie bardzo smaczny, chociaż sceny pikantniejsze lekko odstawały od historii i nie sprawiły że płonęłam, ale sądzę, że bez nich treść również by nie straciła. Jednak miłość między dwójką bohaterów, rozwijanie się ich uczucia, było jednym z tych, które zapamiętam na dłużej.


Fantastyka, miłość, bitwy i to dość krwiste, to rzeczy, które sprawiają, że nie potrafiłam przejść obok niej obojętnie i sądzę, że ty również się w niej zatracisz, czarownica rzuciła na mnie swój urok, no cóż mogę poradzić.

Opinia powstała przy współpracy z wydawnictwem beYA.