Riana Rozmyśla
Czy zniszczona książka, znaczy gorsza?

Każdy z nas na półce posiada pewnie książki, które stanem
mogłyby się powstydzić całej reszty. Ale czy tak naprawdę wygląd jest
najważniejszy w książkach?
Ups, książka wpadła mi do wanny
Osobiście posiadałam całą serię książek w okropnym stanie.
Były aż tak źle zachowane, że musiałam sklejać je taśmą, a w dodatku grzbiety
wygięte, a strony zamiast białe były po prostu popielate. Mowa o serii Harry
Potter. Książka posiadałam od dnia ich premier w Polsce.
Wtedy nie zwracałam na to uwagi, czy zniekształcę mu grzbiet, czy może przez
przypadek mi spadnie. Nawet Komnata
Tajemnic utopiła się w wannie. Nie pytajcie - wypadek przy pracy. Jednak
tej starej, sfatygowanej serii, posklejanej jak różdżka Rona w drugiej części Harry’ego Pottera już nie mam, bo
postanowiłam zmienić serię na tę w twardej oprawie.
Zazwyczaj to starsze książki są u mnie w dość
niereprezentacyjnym stanie. Księżyc w
Nowiu został pożyczony komuś i chyba ktoś był tak głodny, że zjadł mi
kawałek okładki. To samo tyczy się Memnoch
Diabeł, gdzie na grzbiet napadły myszy. Kiepskim grzbietem może się również
poszczycić Grim. Pieczęć ognia – tu
akurat niska cena książki przekładała się na zniekształcony grzbiet. Raz
niestety ktoś wysłał mi z wymiany sfatygowany egzemplarz Znaku czterech, który chyba tak samo jak moja Komnata Tajemnic, postanowił się popluskać w wodzie. Znajdzie się również u mnie egzemplarz, tym razem Harry Potter and the Philospoher's Stone, która posiada dedykację - to akurat uważam za słodkie zepsucie książki - jak ktoś mógł się jej pozbyć?! Niedobry synek.
Pomimo tego, teraz już staram się dbać o książki, ale czy ze
wszystkimi możemy sobie poradzić? Oczywiście, że nie. Niektóre wydawnictwa
powinny dostać klapsa, za wydawanie niektórych książek w tak okropnym stylu.
Zacznijmy może od papieru.
To wina wydawcy, że książka po przeczytaniu wygląda jak wygląda
Jak widzę białe kartki, czasami gorszej jakości niż te,
które zakupuje do drukarki, to aż mi się wierzyć nie chce, że wydawnictwo uważa
to za idealnie wydaną pozycję. Jeżeli już wydawnictwo skorzysta z takiego
papieru, to książka jest najprościej w świecie ciężka i nie ma możliwości byśmy
mogli ją czytać, trzymając ją wyłącznie w jednej ręce. Na takim papierze widać
również wszystkie niedoskonałości, których się na niej dopuścimy. Wystarczy, że
nawet w magazynie może leżeć w zakurzonym miejscu i bum, brud zalega na tych
jakże pięknych białych kartkach. Zastanawiam się, jak wielka jest różnica ceny
w wydaniu książki z białymi kartkami (grubymi), a na tym papierze ekologicznym
- bo chyba tak się nazywa, ale nie dam sobie ręki odciąć. Bo tak, bywają też
książki z białymi kartkami, ale ich gramatura jest lepsza, co powoduje, że są
bardziej elastyczne.
Kolejna sprawa to elastyczność książki. Lubię, gdy książka
jest tak sklejona (nie musi być w twardej oprawie), że otwierając ją w połowie,
prawie płasko leży na blacie, czy na łóżku. Ale w mojej biblioteczce znajdują
się i takie książki, do których wręcz siłą muszę wciskać paluchy, by móc
przeczytać to, co znajduje się od środka. Przecież czytanie to ma być komfort,
a nie siłowanie się z daną pozycją. I właśnie wtedy, gdy elastyczności brak, to
nieuniknione jest łamanie grzbietów. W mojej kadencji znalazłam kilka takich
pozycji i wcale nie należały one wyłącznie do niszowych wydawnictw.
W Polsce twarda okładka to coś niecodziennego
Kolejna rzecz to okładka. Coraz częściej dostrzegam, że
wśród nowo wydawanych pozycji, królują skrzydełka. I dzięki bogom za to! Dzięki
temu, nie musimy się martwić o zaginane rogi, a co jeszcze gorsze, rozdwajające
się rogi. Wiem oczywiście, że to jest wyłącznie sprawa pieniędzy. W końcu
jeżeli nie wiemy o co chodzi, to chodzi o kasę. Ale chyba wolałabym dopłacić te
2 zł, by móc wygodnie czytać książkę.
Ja wiem, że rozwiązaniem tych niedogodności byłoby kupowanie
pozycji jedynie w twardych oprawach. Ale jak dobrze wiemy, polski rynek jakoś
boi się wydawać takie pozycje. A jeżeli już się pojawia takie
wydanie, to cena przerasta nasze wyobrażenia. Oczywiście nie tyczy się to
wszystkich przypadków, ale zapewne większości. Wiem, że to tylko marudzenie,
ale dlaczego za granicą wydawanie w twardych oprawach jest tak powszechne, a u
nas wydaje się rarytasem? Nie chcę o tym pisać, ale uważam, że może to być
spisek. W końcu gdy pokochasz jakąś książkę, a ona Ci się rozleci, to kupisz
kiedyś nową co nie? No właśnie, po co robić coś trwałego?
Dlatego
sądzę, że stan książek nie jest już taki ważny w dzisiejszych czasach. Boli
mnie serce gdy któraś ma jakąś skazę, ale czasami dochodzę do wniosku, że nie
wszystko jest moją winą. Nie ma rzeczy idealnych. Ale jako rasowy książkoholik
mogę sobie czasami marudzić. A wy czego nie lubicie w konkretnych wydaniach?