Wywiad: Marcin Brzostowski


Marcin Brzostowski to świetny autor, w dodatku pisze w sposób niebywały i sądzę nawet, że nie znajdziecie nikogo innego z takim stylem jak jego własny. Jeżeli jesteście ciekawi, to zapraszam na trzy recenzje: Złote spinki Jeffreya Banksa, Pozytywnie nieobliczalni, Podpalę wasze serca!. Gdy już przeczytacie recenzje, to zapraszam na wywiad:


Przede wszystkim „Cześć” oraz dzięki za zaproszenie do rozmowy.

Adriana Bączkiewicz: Masz nieograniczoną liczbę pieniędzy, nadszedł czas wakacji, do jakiego miejsca wyruszyłbyś w podróż? I dlaczego akurat to państwo/miasto?
Marcin Brzostowski: Pewnie Cię zaskoczę, ale jedynym miejscem, w którym chciałbym spędzić wakacje jest las. Choćby kilka drzew, jakaś łączka, kwiatki, motylki… I nie może być tam żadnego człowieka. Możesz mnie uznać za pokręconego, ale to jedyny dla mnie sensowny sposób na spędzenie wakacji, a przynajmniej ich lwiej części.

A.B.: Mówi się, że co kraj to obyczaj. Pomyślmy o jedzeniu - w Azji jedzenie smażonych robaków jest normalne, ale dla nas wydaje się to dość obrzydliwe, jednak dla nich nasze zsiadłe mleko, kaszanka, czy kiszona kapusta mogą być nie do przełknięcia. Czy jest coś takiego z polskich specjałów, które cię odrzuca i nigdy nie zamierzasz ich spróbować?
M.B.: Oczywiście, że tak! Nigdy w życiu nie tknąłbym czarniny, flaków, golonki (zwłaszcza z włoskami i pieczątką), ozorów oraz wszelkiej maści podrobów. Taki francuski ze mnie piesek.

A.B.: Kiedyś Nasza Klasa była szczytem portali społecznościowych, potem przyszedł czas na Facebooka, teraz Instagramy, Snapchaty i inne, których nawet nie potrafię spamiętać. Czy w tej internetowej komunikacji też się gubisz?
M.B.: Zdecydowanie tak. Na Naszą Klasę w ogóle się nie załapałem, a szczytem moich technicznych możliwości jest Facebook i na tym pewnie skończę. Technika mnie odrzuca i nie lubimy się za bardzo z maszynami.

A.B.: Gdybyś mógł zmienić coś na rynku wydawniczym, czego ta zmiana by dotyczyła?
M.B.: Zmieniłbym wszystko, począwszy od samych wydawnictw, a na dystrybucji książek kończąc. Za dużo w tym wszystkim układów, zależności, TWA itp., itd. Gdybym mógł, ożywiłbym to truchło, dając szansę młodym i naprawdę niezależnym autorom. Poza tym spróbowałbym wytłumaczyć, że e-book to również książka i należny jest mu szacunek. Szczerze mówiąc, mam już dosyć książek, które pchają się na mnie z każdej księgarskiej witryny. Czas na rewolucję, czas na coś nowego!

A.B.: Wyobraźmy sobie sytuację, że stałeś się jednym z bohaterów twojej książki. Kim byś był i jakie byłoby twoje zadanie?
M.B.: To jest bardzo trudne pytanie, Adriana. Myślę, że najbardziej chciałbym się wcielić w postać kapitana Salwy, jednego z bohaterów powieści Słodka bomba Silly. Koleś został zmuszony do rozbrojenia bomby, która mówi i czuje. Pomimo dobrych intencji nie ma jednak pojęcia o tym, czy bomba Silly postanowi wybuchnąć. Po prostu horror!

A.B.: Coraz częściej dostrzegam, że ludzie odchodzą od jakiejkolwiek wiary. Czy sądzisz, że kiedyś w przyszłości Bóg nie będzie odgrywał ważnej roli w życiu zarówno indywidualnym, jak i społecznym?
M.B.: Myślę, że w naszym kraju nam to nie grozi. Gdzie nie spojrzeć, widać kościoły, kapliczki, itp., itd. Natomiast czy wierni żyją zgodnie z zasadami wiary, to już zupełnie inny temat. Podobno ludzie odchodzą od wiary, zwłaszcza na zachodzie Europy, ale czy to jest złe? Niech każdy wybiera sam i nie stara się narzucać swojej woli innym. Pierwszym „przykazaniem” powinna być tolerancja wobec ludzkich wyborów.

A.B.: Czy do dzisiaj przemknęła ci chociaż jedna myśl, że chciałbyś, by twoje życie potoczyło się inaczej?
M.B.: Moje życie jest na tyle bogate w przeróżne doświadczenia, że nie chciałbym niczego w nim zmieniać. Były dobre i złe chwile, ale przynajmniej mogłem się czegoś nauczyć. Dlatego żadnych zmian, jest OK, czekam na nowe wyzwania.

A.B.: Mówi się, że swój pierwszy milion trzeba ukraść. Komu ukradłbyś ten milion?
M.B.: Państwu albo krwiożerczym korporacjom. Gdybym miał tylko okazję, zrobiłbym to bez mrugnięcia okiem.

A.B.: W twoim przypadku szklanka jest zawsze do połowy pusta czy pełna?
M.B.: Tak jak każdy człowiek potrafię mieć zmienne nastroje, ale staram się żeby „środek” był zawsze „po środku”. Lubię iść wytyczonym przez siebie szlakiem i dlatego nie lubię ostrych przechyłów w jedną lub w drugą stronę. To zwyczajna strata czasu i energii. Najważniejsze, aby iść własną drogą i śmiało patrzeć w przyszłość. „Narzekaczy” i „mądralińskich” zawsze jest bez liku, możemy być o to spokojni.

Dzięki za rozmowę i pozdrawiam.