Małgorzata Paszko - Pan Głębin


Liczba stron: 304
Data wydania: 23 lipiec 2024

Nie przepadam za książkami, które wywołują we mnie sprzeczne uczucia. Pan Głębin z jednej strony ma tak wiele w sobie plusów, ale niestety zarówno i minusów. Ponoć zazwyczaj to co znajduje się przed "ale" nigdy się nie liczy, jednak nie w tym przypadku.

Księżniczka, zostaje poświęcona przez swoją rodzinę, by trafić do Głębin, lecz na miejscu okazuje się, że ten cykliczny rytuał nie wyglądał jak zwykle i finał w Głębinach również będzie inny, tym bardziej, jeżeli na jej drodze stanie najważniejsza osoba w czeluściach.

Zacznę od największych plusów, do których na pewno należy pomysł. Głębiny, które są według mnie pewną wizją piekła, a Isra przywodziła mi na myśl Persefonę z mitologii greckiej świetnie tu grają i zapraszają do siebie czytelnika. Do tego dorzucamy smoki, które są teraz bardzo na topie, szczypta romansu i przepis na bestseller jest już gotowy. Nie możemy przejść również koło takiej okładki obojętnie, nie wiem dlaczego, ale uważam, że to jedna z najładniejszych okładek w mojej biblioteczce, naprawdę wydaje się zapraszać do siebie i swojej historii. Sama ta otoczka powoduje, że historia mogłaby zostać oceniona 10 na 10. Jednak po drodze, wraz z głębszym czytaniem, fabularnie po prostu nie było najlepiej ocena zaczęła spadać.

Nie dyskutuję z tym, gdzie ta wina była, tylko mnie jako czytelnika, niesamowicie frasowało to, że miałam przed sobą luki fabularne. Czasem przeskoki były na tyle znaczne, że nie potrafiłam wgryźć się w sytuację bohaterów, a w końcu to ich musimy pokochać, a dla mnie nie było między nimi, a w późniejszym etapie z nami zażyłości, ponieważ nie wiedziałam skąd dana cecha charakteru się wzięła np. w Isrze, skoro jeszcze parę stron temu była zadziorna, i chce uciec, a zaraz no dobra zostaję, nie uciekam, a w sumie nagle czuję, że łączy mnie uczucie z drugim bohaterem. No tak się nie robi.

Na dosłownie parę sekund usta tych dwojga połączyły się w niewinnym pocałunku. To był początek. I choć Isra wiedziała, że może wiele popsuć, nie żałowała. Zamiast tego pomyślała, że ten moment mógł trwać nieco dłużej.

Luki fabularne, odnoszą się również do przedstawionego świata, mocy smoków - po prostu po liczbie stron widać, że nie ma tutaj rozwinięcia tematów, które osobiście chętnie bym przeczytała. Ta historia powinna być rozciągnięta przynajmniej na 200 stron więcej, i wcale nie byłaby wtedy wodolejstwem, a smaczną fantastyką. Mogłabym nawet stwierdzić że jest tu tak ogromny potencjał, ale nie został on niestety wykorzystany w pełni. 

Byłam najzwyczajniej w świecie rozdarta, ponieważ przeczytałam książkę w jeden dzień, wciągnęła mnie okropnie, ale co chwile odrywałam wzrok i moja mina zdradzała, że coś tu jest nie tak. Jak na debiut jest bardzo dobrze, ale ja poproszę więcej, więcej zażyłości, uczuć, opisów całego tego świata i na pewno mój stosunek love/hate się zmieni, bo naprawdę wierzę w autorkę, bo pomimo minusów, historia ma to coś w sobie i mówię to z pełnym przekonaniem, że po kolejna książkę autorki, również sięgnę.

Dla Ciebie...
Nie wahałbym się spalić świata.

Opinia powstała przy współpracy z wydawnictwem Prószyński i S-ka